​Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła poinformował, że minionej nocy, kiedy drony spadły na teren naszego kraju, Polska otrzymała ostrzeżenia od strony białoruskiej o obiektach zmierzających w naszym kierunku.

W nocy z wtorku na środę polska przestrzeń powietrzna została wielokrotnie naruszona przez rosyjskie drony. W ocenie wojska był to "akt agresji" i "bezprecedensowe zdarzenie", które stworzyło realne zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli.

Premier Donald Tusk poinformował, że doszło do 19 przekroczeń przestrzeni powietrznej -  drony nadleciały również z kierunku Białorusi; zestrzelono te, które stanowiły bezpośrednie zagrożenie. Do tej pory na terytorium Polski znaleziono szczątki 16 dronów.

To pierwszy raz, gdy doszło do zestrzelenia rosyjskich dronów nad terytorium państwa NATO.

Gen. Kukuła: Uprzedzali nas

Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła w rozmowie ze stacją TVN24 powiedział, że minionej nocy otrzymaliśmy ostrzeżenie.

Białorusini nas uprzedzali, że przez ich przestrzeń powietrzną w naszym kierunku zmierzają drony - powiedział w "Faktach po faktach" w TVN 24. 

Dopytywany o godzinę ostrzeżenia, stwierdził, że było to, zanim drony nadleciały. To wyprzedzenie było pomocne dla nas - przyznał.

Dodał, że zaskoczyło go to, iż Białoruś, która eskaluje mocno sytuację na granicy lądowej, zdecydowała się na tego typu współpracę. Jak dodał, nasza odpowiedź była pozytywna: 

Nie odrzuciliśmy jej (współpracy) - stwierdził.

W trakcie operacji Polska współpracowała z NATO i była gotowa na eskalację - od wyłączenia lotnisk cywilnych po przygotowanie wejścia kolejnych sił sojuszniczych z Niemiec i innych państw. Ostatni dron został zestrzelony o 6:38 rano. 

Gen. Kukuła: Decyzje podejmowano w czasie rzeczywistym

Według generała kluczowe było rozróżnianie celów - tzw. wabików od dronów bojowych z głowicami (np. Shahed, mogących przenosić 5-15 kg ładunku). Nie marnujemy zasobów na najmniejsze obiekty testujące naszą obronę. Koncentrujemy się na rakietach i dronach z głowicami - wyjaśnił.

Wskazał, że decyzje zapadały w Centrum Operacji Powietrznych. Szef DORSZ gen. Maciej Klisz analizował całość sytuacji i wskazywał priorytety, a politycy obecni w dowództwie operacyjnym nie wtrącali się do jego decyzji

Piloci mieli już zgodę na niszczenie, jeśli pojawiło się zagrożenie dla RP. Powiedzieliśmy im: macie czysty strzał - róbcie to - zaznaczył.

Odpowiadając na pytanie o pojawiające się w przestrzeni publicznej zarzuty o strzelaniu do mało groźnych dronów "bardzo drogimi Rolls-Royceami", podkreślił, że "to nie jest kompletnie ich system wartości". 

Nie liczy się wartość tej rakiety, liczy się wartość tego, co ten dron może zniszczyć. Jeśli to ma być życie Polaka, to ono nie ma ceny. Użyjemy 100 razy droższej rakiety, jeśli uratujemy życie choć jednego Polaka - zaznaczył.

W opinii Kukuły szczególną rolę odegrały samoloty F-35, które - jak ujawnił - dzięki zaawansowanym sensorom potrafiły wykrywać obiekty niewidoczne dla naziemnych radarów. To był game changer. Już teraz, wspierając nasze F-16, pokazały, jakie możliwości otrzymamy, gdy pierwsze polskie F-35 wylądują w Łasku w przyszłym roku - dodał.