Amerykańskie wojska zbombardowały bazę leżącą na południowy-wschód od Kandaharu. Baza wykorzystywana była przez al-Qaedę, terrorystyczną siatkę Osamy bin Ladena oraz przywódców Talibów. Poinformował o tym sekretarz obrony USA, Donald Rumsfeld. Nic jednak nie wskazuje na to, by w momencie bombardowań w rejonie bazy znajdował się przywódca Talibów mułła Mohammad Omar.

Nalot amerykańskich samolotów był reakcją na doniesienia wywiadu, że może tam przebywać lider Talibów. Pilot potwierdził, że trafił cel, jednak Amerykanie nie są w stanie potwierdzić czy ktokolwiek zginął a tym bardziej, czy mułła Omar faktycznie tam przebywał. Według Pentagonu, rejon Kandaharu to jeden z dwóch obszarów gdzie koncentrują się poszukiwania Osamy bin Ladena i przywódców Talibanu. Drugi, to górzysty teren na wschód od Dżalalabadu. Są to już jedyne miejsca w Afganistanie, wciąż pozostające pod kontrolą Talibanu. W rejonie Kandaharu działa już około tysiąca żołnierzy amerykańskiej piechoty morskiej, których zadaniem jest między innymi odcięcie ewentualnych dróg ucieczki Omarowi i bin Ladenowi. Donald Rumsfeld podkreślił, że choć na razie operacja przebiega sprawnie, to sytuacja jest bardzo płynna: "To będzie bardzo trudny etap. W miastach ukrywają się ludzie, którzy gotowi są nawet przywiązać granaty do własnego ciała i wysadzić w powietrze siebie i wszystkich tych, którzy znajdą się w ich pobliżu". Tymczasem w Petersbergu, w pobliżu Bonn rozpoczęła się wczoraj konferencja z udziałem czterech głównych afgańskich sił politycznych. Jej celem jest wyłonienie tymczasowego rządu i parlamentu. Mają one sprawować władzę do czasu wolnych wyborów, które powinny odbyć się w ciągu dwóch lat.

Foto: Jan Mikruta RMF Kabul

10:45