"Spotkanie Piłsudskiego z Wyspiańskim to było spotkanie dwóch tytanów, dwóch wielkich charakterów. Pogrzeb marszałka w Krakowie był wielką manifestacją polskości. Marszałek miejsce na Wawelu "załatwił" sobie w bardzo ciekawych okolicznościach" - mówi w rozmowie z dziennikarką RMF FM Janusz Tadeusz Nowak z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.

Więcej zdjęć marszałka znajdziecie na stronie Narodowego Archiwum Cyfrowego

Urszula Gwiazda: Zacznijmy od tego słynnego spotkania Piłsudskiego z Wyspiańskim.

Janusz Tadeusz Nowak: Do spotkania doszło 1 marca 1905 roku. Wyspiański, wielki nasz wieszcz już wtedy schorowany, mieszkał w kamienicy przy ulicy Krowoderskiej 79 w Krakowie. Zajmował tam z rodziną całe drugie piętro. Zgłosił się do niego nieznany wtedy szerzej PPS-owski konspirator. Przedstawił propozycję podpisania apelu do społeczeństwa polskiego, aby zbierać datki na przyszłe kadry polskiego wojska, które doprowadzą do niepodległości Polski. Pośrednikiem w spotkaniu był Stefan Żeromski, który oczywiście znał Wyspiańskiego i blisko współpracował z Piłsudskim. Piłsudski pojawił się w pracowni Wyspiańskiego. To jest fascynujące, że tych dwóch ludzi, tych dwóch tytanów, spotkało się po to, aby mówić o wolnej Polsce, która wtedy była jeszcze w niewoli. Efektem spotkania było podarowanie konspiratorom PPS-owskim Piłsudskiego tekstu hymnu "Zstąp Gołębica, Twórczy Duch" oraz jednego z obrazów z cyklu widoków na kopiec Kościuszki. Z tej właśnie pracowni Wyspiański malował pejzaże. Pieniądze ze sprzedaży poszły na pracę konspiracyjną.

Jak wyglądała sprawa pochówku marszałka na Wawelu. Nie było to takie ani proste, ani oczywiste.

Metropolita krakowski ksiądz arcybiskup Sapieha bardzo dbał o to, aby Wawel był taką wyjątkową świątynią pamięci. Stawiał twarde warunki jeżeli chodzi o kolejne pochówki na Wawelu. Odmówił pochówku Henryka Sienkiewicza na wzgórzu. Uważał, że sprawa pochówków na Wawelu jest zakończona. Leży tam jako ostatni Mickiewicz, nasz wieszcz i na tym sprawa powinna być zakończona. Ale mieliśmy jeszcze drugiego wieszcza Juliusza Słowackiego, który spoczywał w Paryżu. O sprowadzenie jego prochów starano się od kilkunastu lat. Dopiero wola Piłsudskiego, już w Polsce niepodległej, sprawiła, że w czerwcu 1927 roku doszło do sprowadzenia prochów Słowackiego do kraju oraz pochowania ich na Wawelu. Zgodę na to wydał właśnie metropolita Sapieha. Po pogrzebie doszło do spotkania Sapiehy z marszałkiem. W trakcie tego spotkania Piłsudski żartował i pytał, czy dla niego też znajdzie się miejsce na Wawelu. Ponoć milcząco Sapieha potwierdził.

Pogrzeb marszałka w maju 1935 roku był wydarzeniem na tamte czasy niespotykanym.

To była wielka manifestacja polskości i patriotyzmu.

Marszałek zmarł w Belwederze.

12 maja 1935 roku. Najpierw były uroczystości żałobne w Warszawie a potem trumna z ciałem marszałka pociągiem została przetransportowana do Krakowa. Ludzie autentycznie byli przekonani, że jakaś wielka epoka w dziejach Polski się skończyła i odszedł ten człowiek, który obojętnie, czy to się komuś podoba, czy nie, był personifikacją odzyskania przez Polskę niepodległości.

W Krakowie do tych uroczystości przygotowywano się bardzo staranie?


Trumna z ciałem marszałka z Dworca Głównego, z pociągu, przeszła w pochodzie przez główny Trakt Królewski Krakowa. Spoczęła najpierw w Krypcie św. Leonarda na Wawelu.
Potem ciało zostało przeniesione do krypty Pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. 

W przekazach historycznych marszałek jawi się jako człowiek dość chorowity? 

Mówiło się o nim, że był słabego zdrowia. W czasach walk w Legionach wielokrotnie chorował na tak zwaną influence, rodzaj grypy, która mocno się odbijała na jego zdrowiu. Jego tryb życia, zwłaszcza w konspiracji, wymagał i siły woli i charakteru. Wszystko to odbiło się na jego zdrowiu. W roku 1934 minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Anthony Eden, który został przyjęty przez marszałka już wtedy pisał, że "czci godny marszałek jest w bardzo kiepskim stanie zdrowia".