Trzy pełne tusze dzika i trzy skóry z wnętrznościami zabezpieczyli śledczy prowadzący postępowanie ws. mięsa zakażonego włośnicą - dowiedział się reporter RMF FM Mariusz Piekarski. Według prokuratury, wszystko wskazuje na to, że dziczyzna z Radomia nie trafiła do obrotu i nie została zjedzona. Zatrzymany 38-latek usłyszał jednak zarzuty sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia.
Jak informował już wcześniej nasz dziennikarz, zatrzymany 38-latek zaczął w końcu zeznawać. Stwierdził, że przestraszył się, gdy okazało się, że mięso jest zakażone, i sam zniszczył dziczyznę - miał ją spalić.
Teraz kluczowe znaczenie będzie miało potwierdzenie zeznań 38-latka. Na razie metodami operacyjnymi ustalono, że nie sprzedał on mięsa dalej. Skoro jednak zabezpieczono trzy tusze i trzy skóry dzika, prokuratorzy chcą mieć dowód, że również pozostałe mięso - tak jak mówił zatrzymany - zostało zniszczone. Że spalił mięso po ujawnieniu, że zostało ono zarażone. Natomiast w dalszym ciągu trwają działania zmierzające do wyjaśnienia założonych wersji - powiedziała naszemu reporterowi prokurator Małgorzata Chrabąszcz.
Ponadto śledczy chcą ustalić, skąd 38-latek miał prawie tonę mięsa. Zeznał, że je kupił, ale nie wyjaśnił od kogo. Nie można wykluczyć, że był tylko pośrednikiem - ktoś zapłacił mu za próbę zalegalizowania dziczyzny, a teraz on tę osobę chroni.
Jak ustalił Mariusz Piekarski, 38-latek jest wielokrotnym kryminalistą - prawie pół swojego życia spędził w więzieniu. Dlatego śledczy traktują jego zeznania z dużą ostrożnością.
Mariusz Piekarski
(edbie)
