W podboju kosmosu konkurencja jest siłą napędową i zapalnikiem, ale jeśli chcemy postawić kogoś na Marsie i chcemy zrobić to szybko, musimy liczyć na międzynarodową współpracę firm prywatnych i publicznych - mówi RMF FM gość specjalny European Rover Challenge, Maria Antonietta Perino, szefowa zaawansowanych projektów eksploracyjnych w firmie Thales Alenia Space. Jej zdaniem, inaczej niż w przypadku programu Apollo, decyzja jednego prezydenta nie wystarczy.

Pani pracuje w firmie, która buduje prawdziwe pojazdy, roboty, łaziki kosmiczne, cały sprzęt, zbudowaliście państwo naprawdę duże elementy Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Z których jest pani najbardziej dumna? 

Pracuje w tej firmie 31 lat i jestem dumna z każdego istotnego, nawet małego kroku, który w tym czasie postawiliśmy w dziele podboju kosmosu. Trzeba podkreślić, że my sami zbudowaliśmy ponad połowę całkowitej objętości mieszkalnej i badawczej międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Myślę, że przez te 10-lecia nauczyliśmy się jak budować pojazdy, które mogą zapewnić ludziom możliwość pracy i przetrwania w kosmosie. Teraz pracujemy już nad nowym, jak to nazywamy, habitatem, który będzie krążył wokół Księżyca, gdzie załoga znajdzie bardziej dogodne warunki pobytu i pracy...

To nazywano projektem Deep Space Gateway, ale teraz nazwa zmieniła się na Lunar Orbit...

Tak, Lunar Orbital Platform-Gateway (LOP-G). Pobyt będzie tam trwał dłużej, dlatego kluczowe znaczenie ma ochrona przed promieniowaniem, ale chcemy też zapewnić załodze bardziej domowe warunki, większą objętość, więcej komfortu. Będzie tam też jeszcze więcej wspierającej ją technologii. Z orbity Księżyca będą na przykład mogli sterować łazikami, kosmicznymi, takimi, jak te zbudowane tutaj przez studentów. Ogólnie mówiąc, jesteśmy bardzo silnie zaangażowani w tworzenie warunków dla obecności człowieka w kosmosie.

Uczestniczy pani w budowie modułów, które pracują pod ciśnieniem, muszą być szczelne, z tym większym niepokojem zapewne przyjęła pani informację o rozszczelnieniu Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Co pani sądzi o tej tajemniczej sprawie i dość ostrych słowach, które padły?

Szczerze mówiąc jestem przekonana, że nie zrobiono tego specjalnie, z całą pewnością. Takie niepowodzenia się czasem zdarzają. Pamiętam historię sprzed wielu lat, z początku lat 90-tych, z testami satelity na uwięzi. To my byliśmy odpowiedzialni za mechanizm rozwijania się tej uwięzi. W czasie rozwijania jednak uległa zablokowaniu. Dlaczego? Okazało się, że jeden z pracowników, gdzieś w USA, po to by lepiej umocować tę całą szpulę do pojazdu kosmicznego, dodał jeszcze jeden wkręt, który nie był tam zaplanowany. Błędy się zdarzają, ludzie popełniają je czasem bez złych intencji...

Nie wierzy pani, by uszkodzenie mogło być wynikiem uderzenia mikrometeorytu?

Nie można tego wykluczyć, ale kształt tej dziurki na to nie wskazuje.

Do uszkodzenia doszło od wewnętrznej strony?

Nie mam pojęcia. Nie mogę komentować tego, o czym nie mam dokładnych informacji.

Czy w związku z tym, że do uszkodzenia prawdopodobnie doszło w fazie produkcji, sprawa nie ma tak dużego znaczenia dla pani firmy?

Jest bardzo ważna. My musimy brać pod uwagę wszelkie sytuacje nadzwyczajne, metody jak im zapobiegać. Na szczęście współczesne technologie są bardzo zaawansowane, udało się dokonać naprawy na miejscu. Astronauci są bardzo sprawnymi pracownikami. Są gotowi by mierzyć się sytuacjami nadzwyczajnymi, są w tym celu szkoleni.

Czy technologicznie jesteśmy już gotowi, by powrócić na Księżyc, polecieć na Marsa. Czy można powiedzieć, że na tym etapie to tylko kwestia pieniędzy i woli, ale technologicznie wiemy, co robić?

Jesteśmy gotowi, uwzględniając oczywiście jeszcze poziom bezpieczeństwa, który będziemy chcieli osiągnąć. Ale jesteśmy gotowi. Nie powinniśmy oczywiście zapominać o problemach, pozostających do rozwiązania, dotyczących nie tylko odległości i promieniowania, ale też psychologii takiej podróży, daleko od innych ludzi. Sądzę, że w tej chwili największe problemy dotyczące takiej misji mają charakter ekonomiczny i ponad wszystko, polityczny. W czasach tworzenia programu Apollo, choć koszt był ogromny, był prezydent, który podjął decyzję. To były inne czasy. Dziś nie wystarczy jeden stanowczy prezydent, trzeba zbudować wokół takiej sprawy porozumienie na poziomie międzynarodowym. Miejmy nadzieję, że tak będzie.

To będzie współpraca sektora publicznego i prywatnego, czy raczej sądzi pani, że bardziej motywujący byłby rodzaj wyścigu? Tak, by opinia publiczna się w to wciągnęła i chciała się do tego przyczynić...

Konkurencja zawsze jest siłą napędową, jest zapalnikiem. Ale w moim przekonaniu, jeśli chcemy postawić kogoś na Marsie w miarę szybko musimy współpracować i zrobić to razem. Dziś zrobiłam zdjęcie małej dziewczynce, blondynce w kombinezonie astronauty. Jestem przekonana, że osoby, które wylądują na Marsie są już wśród nas, być może będzie to ta mała dziewczynka. Jestem przekonana, że po to, by tak się stało, strona rządowa musi współpracować z prywatnymi firmami, Elonem Muskiem, Blue Origin. Różne projekty, choćby Google Space X Prize przyczyniły się do powstania wielu start-upów poświęconym programowi kosmicznemu. To znakomici ludzie. Jadłam z jednym z nich dziś śniadanie, są niezwykle zmotywowani, nie chcą czekać tak długo, jak my. Ludzkość szybko się rozwija, mam nadzieję, że nie porzuci myśli o podboju kosmosu...

Miałem chyba z pięć lat, kiedy spod stołu oglądałem w telewizji lądowanie na Księżycu...

Ja miałam osiem...

I my pewnie chcielibyśmy jeszcze obejrzeć kolejną transmisję, tym razem z lądowania na Marsie. Mam nadzieję, że pani i pani współpracownicy sprawią, że to będzie możliwe, a ja o tym opowiem...

To możemy oglądać wspólnie. Zrobię co w mojej mocy...

Powodzenia.