Zakopiański szpital jest na skraju upadku i nie należy wcale do wyjątków. Jego dyrektor pociesza się nawet, że szpitale w najbliższej okolicy mają jeszcze większe długi. Jedyna na co może teraz liczyć, to że nie upadnie pierwszy.

Ratunek był, ale tylko do dzisiaj. Teraz już dyrekcja szpitala nie może liczyć na większy kontrakt z kasą chorych. Dług ZOZ-u wynosi 3 miliony złotych, czyli jedną piątą budżetu rocznego. Dług ten nie zmniejszy się, a wręcz przeciwnie, sąd nakazał bowiem wypłatę 13 pensji za 2000 rok. To dodatkowy 1 mln 150 tysięcy. Kolejny pozew o wypłatę kolejnych wynagrodzeń za dyżury lekarskie czeka na werdykt. To wraz z odsetkami wyniesie 500 tysięcy złotych. Gdyby dyrektor musiał wypłacić jeszcze słynne 203 złote, które w zimą wywalczyły pielęgniarki, obciążyłoby to kasę o kolejne 2 miliony złotych. Grzegorz Markowski mówi, że musi teraz płacić za zobowiązania, których sam nie zaciągnął: „Wszyscy wydają ustawę za która ja mam płacić”. Dla dyrektora upadek zakopiańskiego szpitala jest tylko kwestią czasu. „Nie chcemy paść pierwsi, bo być może jak padnie kilkadziesiąt innych szpitali, to te środki za pacjentem podreperują finanse pozostałych”. Inne szpitale na Podhalu są w podobnej kondycji. Ten z Nowym Targu ma 10 milionów długu. Posłuchaj relacji naszego reportera Macieja Pałahickiego:

15:50