"Odchodzi od nas genialna aktorka - zarówno komediowa i kabaretowa, jak i dramatyczna. O niezmiernym kunszcie, która stworzyła coś zupełnie niepowtarzalnego w naszym dorobku teatralnym" - powiedział po śmierci Ireny Kwiatkowskiej Wojciech Młynarski. Wtóruje mu Stanisław Tym: "Taka osoba zdarza się raz na kilkaset lat".

To wielki honor i zaszczyt, dar od losu, że mogłem z nią współpracować. Byliśmy w zażyłości, pisałem jej teksty i sztuki. Taka osoba zdarza się raz na kilkaset lat - dodał Tym.

Również Młynarski uważa współpracę z Kwiatkowską za wielkie wyróżnienie. Miałem ten wielki zaszczyt, że wielokrotnie z Ireną występowałem, m.in. w Teatrze Ateneum prowadziłem jej recital aktorski. Poza tym śledziłem jej działalność, współpracując z Kabaretem Dudek. Była to osoba od strony zawodowej wzorcowa, zawsze niesłychanie przygotowana (...). To, co się potem wydawało lekką improwizacją, czymś takim ulotnym i efemerycznym, było konsekwentnie wypracowane i przygotowane. Świeciła ona wzorem dla pokolenia młodszych aktorów, jak do tego rzemiosła podchodzić. - tłumaczył.

Prywatnie była ona osobą pełną urzekającego wdzięku i uroku. Zawsze obracała trudne sprawy w żart. Nigdy nie byłem świadkiem, żeby wokół Ireny zawiązywał się jakiś konflikt, czyli coś, o co często w tym świecie łatwo - dodał.

Gruza: Nie ma już takich indywidualności

Ciepło wspomina Kwiatkowską także reżyser Jerzy Gruza. Wspominam Irenę Kwiatkowską zupełnie niesłychanie i serdecznie, zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Pracowałem z nią przy "Wojnie domowej", jak i "Czterdziestolatku" i zawsze wydawała mi się kimś zupełnie zjawiskowym, połączeniem profesjonalizmu i zdolności charakteryzacyjnych, jednak nie w sensie przebierania się, ale umiejętności uwypuklania często w sposób całkowicie skrótowy charakterystycznych cech danej postaci. Genialnie to realizowała.

Zawsze była doskonale przygotowana, miała świetnie opracowane teksty, twórczo je przerabiała na jasny i wyrazisty przekaz dla publiczności. A poza tym była niezwykle odpowiedzialna, precyzyjna, przy niej nie można się było spóźniać, bo inaczej dawała nam popalić. Cała ekipa się jej pod tym względem obawiała. Była niezwykle profesjonalna, sprawna, przygotowana i żądała tego samego od innych.

To wielka strata dla polskiej sceny, nie ma już takich indywidualności. Potrafiła wyjść na estradę i trzymać publiczność w napięciu przez cały czas. Do końca życia jak brała mikrofon do ręki, wszyscy zamieniali się w słuch. Potrafiła utrzymać pauzę, opowiedzieć coś dowcipnego, coś spuentować, zabawnie określić, miała niesłychane poczucie humoru i wyczucie sytuacji.

Stworzyła u mnie postać "kobiety pracującej", która przeszła do historii. Kiedyś nawet Lecha Wałęsa na pytanie czy jak będzie prezydentem, to nie będzie miał za dużo pracy, odpowiedział "jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję". I to jej powiedzonko weszło na stałe do języka potocznego. Specjalnie dla niej teksty pisał Jeremi Przybora w Kabarecie Dudek.

Ja w swojej książce wspominam także jej występy w Syrenie, gdzie z Adolfem Dymszą występowała w skeczu "Potęga muzyki". Siedziała przy fortepianie i coś brzdąkała, jako taka prowincjonalna gęś, a obok stał Dymsza, jako taki pewny siebie amant z Warszawy. I ten skecz się rozgrywał fantastycznie zupełnie, wszystko znikało wobec jej talentu, odrywającej genialnie taką prowincjonalną dziewczynę. Wszyscy patrzyli na nią, a Dymsza wpatrzony mówił " jednak muzyka to potęga". Bardzo żałuję, że dziś już rzadko mogę obserwować takie indywidualności na scenie - podsumował.

Wiesław Gołas: Będzie mi brakowało profesora

Ona była osobą raczej zamkniętą towarzysko, ale bardzo serdeczną. Była bardzo oszczędna, skrupulatna. Mówiono, że była skąpa. To nieprawda. Ona nie manifestowała swoich gestów. Pieniądze, które miała, przesyłała po cichu do domów dziecka, na biedne dzieci. Zawsze robiła to po cichu, prosząc, żeby tego nie nagłaśniać. Kiedy tylko dostała nagrodę, albo pieniądze - rozsyłała je potrzebującym dzieciom. Zawodowo była bardzo miła i serdeczna, mało wylewna. Miałem to szczęście, że darzyła mnie sympatią. Zawsze o niej pamiętałem, z okazji imienin czy świąt do niej dzwoniłem. Była tym bardzo wzruszona, powtarzała: +jak ty o mnie pamiętasz+. Jak mógłbym o niej nie pamiętać?

W Skolimowie można zasiąść na ławeczce z humorem Ireny Kwiatkowskiej, to cudowny symbol. Tych ławeczek jest kilka. Gucio Holoubek też ma swoje ławeczki. To jest miejsce upamiętniające osoby, które zostawiły coś po sobie. Nie, nie coś, zostawiły po sobie bardzo dużo. To jest miejsce, gdzie można usiąść i przypomnieć sobie o jej rolach, tym jaką cudowną osobą była.

Będzie mi brakowała człowieka, do którego zawsze mogłem się zwrócić w sprawach zawodowych, który wyjaśni mi jak coś mam zrobić. Będzie mi brakowało zawodowego profesora - powiedział Wiesław Gołas.