"Żuławski był artystą romantyczno-fermentującym, bardzo intuicyjnym, histerycznym, idącym na bardzo silne emocje, na babranie się w bebechach najciemniejszych stron człowieka. To nie są polskie tematy" - mówi w rozmowie z reporterką RMF FM rektor PWSTiF w Łodzi, w odpowiedzi na pytanie, dlaczego zmarły w nocy reżyser był bardziej doceniany w Polsce niż za granicą. "Ja się go trochę bałem - miałem lęk przed nim, natomiast absolutnie nie mam lęku przed jego filmami" - dodaje.

Agnieszka Wyderka, RMF FM: Co traci polski film wraz z odejściem reżysera Andrzeja Żuławskiego?

Prof. Mariusz Grzegorzek, rektor PWSTiF: Traci chyba to, co w istocie chyba najmniej szanuje - na swoją zgubę - czyli prawdziwe indywidualności, wariatów, artystów, absolutnie zgodnych ze swoim wewnętrznym kompasem, nieidących na żadne układy, na żadne środowiskowe gierki... Jego debiutancki film, czyli "Trzecią część nocy", film ogromnie mi bliski, ważny, widziałem, kiedy byłem licealistą i właściwie on był jednym z tych obrazów, które mnie w jakiś sposób sformatowały. Czy "Opętanie" z Isabelle Adjani - film niewyobrażalnie intensywny w wyrazie, bliski mi bardzo. Potem już troszeczkę odnosiłem wrażenie, że Żuławski jest gdzieś nie na swoim miejscu, nikt go nie chce - to brzmi troszkę dziwnie, bo miał ogromne ego, jak wielu artystów i wydawało się, że jest bardzo silnym człowiekiem. Pod tą skorupą był dosyć wrażliwy - mam takie poczucie, że te ostatnie lata, kiedy był w Polsce, próbował w niej coś robić, nie były to dla niego zbyt łaskawe lata.

Dlaczego on nie był w Polsce tak doceniany jak za granicą?

Bardzo trudno mi na to odpowiedzieć. Gdybym miał jakąś własną, prywatną diagnozę - żyjemy w dziwnym kraju, w którym lubimy wszystko rozumieć, mieć poukładane pewne sprawy, lubimy takie filmy i komunikaty, które dotyczą jakiegoś konkretnego problemu, naszej historii i generalnie są jakoś sformatowane. A Żuławski był artystą romantyczno-fermentującym, bardzo intuicyjnym, histerycznym, idącym na bardzo silne emocje, na wiwisekcję, babranie się w bebechach jakiś najciemniejszych stron człowieka. To nie są polskie tematy. My tu lubimy powstania najbardziej. Najchętniej przegrane, bo innych za wiele nie mamy na koncie. 

Który z filmów Andrzeja Żuławskiego zasługuje na miano tego najwybitniejszego?

Pozwalam wypowiadać się w ogóle na jego temat przy okazji jego śmierci, bo jego wczesne filmy - ze szczególnym uwzględnieniem "Trzeciej części nocy" i "Opętania" - to są takie obrazy, które - mnie jako młodego człowieka, takie zapaleńca, który chodził do kina na dyskusje do Klubu Filmowego, to były takie filmy - w pewnym sensie dokonały we mnie wewnętrznej eksplozji. Po raz pierwszy widziałem filmy, które były tak niezwykłe, tak niepokojące, które - mówiąc kolokwialnie - jechały po bandzie, nie licząc się z niczym. Filmy, w których prowadzenie aktora było pozbawione wszystkich tych ograniczeń, do których nas polskie kino przyzwyczajało. To były filmy wolne, histeryczne. Ja bardzo lubię takie kino i mogę powiedzieć, że właściwie z polskich reżyserów ta wczesna faza twórczości Żuławskiego, była taką, która mnie w znacznym stopniu ukształtowała. Bardzo wiele mu jestem winien. Ja się go trochę bałem. Nigdy nie miałem z nim jakiegoś takiego bezpośredniego kontaktu, bo miałem wrażenie, że on jest trochę dziwną osobą, z konfliktem wewnętrznym. Miałem jakiś lęk przed nim, natomiast absolutnie nie mam lęku przed jego filmami - wręcz przeciwnie, zawsze czułem z nimi taką dużą styczność.

(mal)