​67-letni rybak, który w Święto Dziękczynienia zaginął u wybrzeży Hawajów, został odnaleziony. Stało się to 9 dni po tym, jak ratownicy odwołali poszukiwania. Mężczyzna odpłynął ponad 100 kilometrów od brzegu.

W momencie odnalezienia Ron Ingraham był odwodniony i głodny, ale poza tym zdrowy.

Mężczyzna wypłynął w morze 27 listopada. Tego samego wysłał wiadomość, że jego łódź zaczyna w niekontrolowany sposób dryfować. Straż przybrzeżna namierzyła sygnał ponad 70 km dalej, niż kurs obrany przez rybaka.

W poszukiwania zaangażowani zostali wojskowi z brygady powietrznodesantowej. Akcja nie przyniosła jednak rezultatu - 1 grudnia dowódca straży zdecydował o zakończeniu poszukiwań.

9 dniu później odebrano jednak kolejny sygnał z łodzi. Na pomoc ruszył więc niszczyciel USS Paul Hamilton, który znajdował się najbliżej.

W końcu odnaleziono rybaka oraz jego uszkodzoną łódź.

Jak się okazało, mężczyzna znajdował się w punkcie oddalonym o ponad 120 km od miejsca, z którego nadał przedostatni sygnał. Rybak próbował zawrócić w stronę lądu, używając jedynie żagla.

Jak podaje Daily Mail, mężczyzna powinien dotrzeć do domu akurat na... swój symboliczny pogrzeb, który wyprawiła mu rodzina i przyjaciele.

(abs)