"On wracał z Włoch. Czekał do jutra, bo mieli go w Berlinie rozładować. Mówił, że to była dziwna dzielnica, bo sami muzułmanie" - powiedział w rozmowie z RMF FM Ariel Żurawski, właściciel firmy, do której należała ciężarówka, która wjechała w jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie. W ataku zginęło co najmniej 12 osób, a ponad 50 zostało rannych. "Rozmawiałem z nim koło południa. Żona kierowcy od godz. 16 próbowała się do niego dodzwonić" - mówił. "Jako kierowca jeździł kilkanaście lat, solidny pracownik. On nawet nie mógł jechać w tym czasie po Berlinie, bo mu czas pracy by nie pozwolił" - opowiada Ariel Żurawski.

"On wracał z Włoch. Czekał do jutra, bo mieli go w Berlinie rozładować. Mówił, że to była dziwna dzielnica, bo sami muzułmanie" - powiedział w rozmowie z RMF FM Ariel Żurawski, właściciel firmy, do której należała ciężarówka, która wjechała w jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie. W ataku zginęło co najmniej 12 osób, a ponad 50 zostało rannych. "Rozmawiałem z nim koło południa. Żona kierowcy od godz. 16 próbowała się do niego dodzwonić" - mówił. "Jako kierowca jeździł kilkanaście lat, solidny pracownik. On nawet nie mógł jechać w tym czasie po Berlinie, bo mu czas pracy by nie pozwolił" - opowiada Ariel Żurawski.
Ciężarówka, która wjechała w jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie /PAUL ZINKEN /PAP/EPA

[Rozmowę przeprowadziliśmy w poniedziałek wieczorem, gdy jeszcze nie było potwierdzonej informacji, że w samochodzie znaleziono martwego kierowcę z Polski]

Michał Rodak, RMF FM: Proszę powiedzieć, co się teraz dzieje?

Ariel Żurawski: Nie ukrywam, że teraz próbujemy wszyscy namierzyć i dowiedzieć się, co z kierowcą. Bo to nie był nasz kierowca. Ktoś ten samochód mógł po prostu uprowadzić. Teraz kwestia tego, co zrobił z kierowcą.

Pan potwierdza, że to było auto państwa firmy?

Tak, tak.

A skąd się ono wzięło w Berlinie? To był kurs z Polski, kierowca skądś wracał?

On wracał z Włoch. Dzisiaj go nie rozładowali w Berlinie. Rano podjechał o 8, nie chcieli go rozładować, przyszedł i powiedzieli mu, że jutro o 8 ma się stawić pod firmą. No i czekał tam, do jutra. Rozmawiałem z nim koło południa. Mówił, że dziwna dzielnica, bo jedynych Niemców, których widział, to ci którzy pracują w biurze, w tej firmie, gdzie miał się rozładowywać.

Czyli on gdzieś czekał w centrum miasta?

W Berlinie. Żona tego kierowcy od 16 próbuje się do niego dodzwonić, on nie odbiera telefonu i tak to wygląda.

Kiedy był z nim ostatni kontakt?

Ja z nim w południe rozmawiałem.

I nic nie wskazywało na to, że tam mogą być jakieś problemy?

Nie, mówił tylko, że dziwna dzielnica, bo sami muzułmanie. Jedyni Niemcy jakich widział, to ci w biurze. Stał grzecznie, czekał pod bramą wjazdową do firmy. Czekał do rana, żeby się rozładować.

A pan coś więcej może o nim powiedzieć?

To jest mój kuzyn. Jako kierowca jeździł kilkanaście lat, solidny pracownik. On nawet nie mógł jechać w tym czasie po Berlinie, bo jemu czas pracy by nie pozwolił. Był tam rano, no to kręcił przysłowiową pauzę. Nigdzie by nie jeździł, to taki kierowca, który 5 minut nigdy nie przegiął, a co dopiero na pauzie rajdy sobie urządzać po Berlinie. Ewidentnie ktoś mu ten samochód porwał, tylko pytanie co zrobili z nim.

Pojawiają się informacje, że tam był jakiś kierowca, który uciekał stamtąd, wyskakiwał.

Powiem panu, że ten kierowca 140 kilo waży, także on by nie uciekł. Przy wzroście 180 cm, przy takiej wadze, to biegać by raczej nie mógł. On by się wytoczył i szedł spacerkiem, a o bieganiu to nie mowy.

A co on przewoził? Była jakaś możliwość, że oni coś tam mogli rozładować i załadować do ciężarówki, zakładając że ktoś ją ukradł?

Nie, oni nie mogli tego rozładować, bo to były konstrukcje stalowe. Ten towar był przywieziony z Włoch, to ważyło prawie 25 ton, także ręcznie nikt by tego nie wyładował. To jechało do cynkowni, Niemcy mieli sobie to przerabiać i wszystko miało wrócić do Włoch. Nikt nie porwał tego auta po to, żeby ukraść ten towar, bo raczej dla takich, którzy zajmują się drobnymi kradzieżami to towar bez wartości.

A z państwem już się jakieś służby kontaktowały?

Z ministerstwa zadzwonił pan i zadawał trochę dziwnych pytań, czy ja wiem, co to za kierowca. Pytania, które zadają mi wszyscy, którzy do mnie teraz dzwonią.

Przewija się też informacja, że były dwie różne rejestracje.

To auto ma pół roku. Naczepę udało mi się kupić za gotówkę, a ciągnik mam w leasingu na 3 lata. Tak to wygląda. Numery są z leasingowni z Pruszcza Gdańska, a naczepa jest z Gryfina.

A docierały do państwa jakieś sygnały, że kierowcy są atakowani w Niemczech?

Nie, absolutnie nie. O całej akcji dowiedziałem się na Facebooku, ktoś tam do mnie napisał na naszym fanpage'u, czy jakieś wyjaśnienie mogę złożyć. Zupełnie obca osoba, nie telewizja, nie radio, pytam się "o co chodzi". Włączam TVN24 , patrzę, a tu czarna ciężarówka, nasz niebieski napis, charakterystyczny. No i co, zacząłem szukać, węszyć. Za chwilę zadzwonili do mnie z TVP, Polsatu, TVN i każdemu tłumaczę.

W jakim wieku był ten kierowca?

Miał 37 lat.