To pracownicy lotniska zawinili w czasie przygotowywania maszyny do lotu - tak wynika z raportu w sprawie awaryjnego lądowania Airbusa w Londynie. Przed tygodniem samolot lecący do Oslo musiał zawrócić, bo z jednego z silników zaczął wydobywać się dym. Na pokładzie było 75 pasażerów.

Dzień przed incydentem, prowadzący przegląd technicy linii British Airways nie zapieli bocznych klap na obu silnikach i podczas startu oderwały się one przecinając przewody doprowadzające paliwo. W trakcie podchodzenia do lądowania, zapalił się prawy silnik. 

Rzecznik związku brytyjskich pilotów podkreślił, że klapy silników powinny były zostać sprawdzone przez specjalistów, którzy wykonywali przegląd. Zazwyczaj jeden wykonuje pracę, a drugi sprawdza, czy została ona ukończona prawidłowo. Tym razem tak się nie stało, a to niewybaczalnie niedopatrzenie mogło zakończyć się katastrofą.

Samolot z 75 pasażerami wylądował bezpiecznie. Nikomu nic się nie stało, ale według ekspertów, niewykluczone, że na adres linii British Airways mogą posypać się wnioski o odszkodowania od tysięcy podróżnych, którzy w wyniku zamknięcia pasów startowych na Heathrow, utknęli w Londynie. Odwołano wówczas 193 rejsów. Wiele samolotów, które znajdowały się w brytyjskiej przestrzeni powietrznej skierowano na inne lotniska.