Wojsko może "bardzo szybko" odpowiedzieć na zamieszki w Minneapolis – stwierdził prezydent USA Donald Trump. Protesty osób wzburzonych zabiciem Afroamerykanina George'a Floyda przez policję szybko się rozprzestrzeniają. Objęły już kilkadziesiąt amerykańskich miast.

Władze Minneapolis szykują się już na piątą noc zamieszek. W poprzednich dochodziło do starć z policją, rabowania sklepów, spalono także komisariat. Do miasta wysłano oddziały Gwardii Narodowej.

W stanie Minnesota, gdzie położone jest Minneapolis, zarządzono pełną mobilizację Gwardii Narodowej po raz pierwszy od drugiej wojny światowej - zauważają amerykańskie media.

Protesty przybierają na sile i obejmują już kilkadziesiąt miast. W Los Angeles w nocy z piątku na sobotę aresztowano kilkaset osób, a w Atlancie tłum wtargnął do siedziby telewizji CNN. Tłumy wznosiły antyrasistowskie i antypolicyjne okrzyki.

Niespokojnie jest także w Waszyngtonie. W nocy z piątku na sobotę tłum próbował sforsować barierki przed Białym Domem. Dochodziło do przepychanek z funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa.

Prezydent Trump skrytykował manifestujących przed jego siedzibą, uznając, że "chcą tylko kłopotów". W mediach społecznościowych mieszkańcy stolicy USA mobilizują się do dalszych protestów. Na budynkach, nawet rządowych, pojawiają się graffiti z hasłami demonstrantów.

Śledztwo ws. nowojorskich protestów

Prokurator Nowego Jorku przeprowadzi śledztwo po protestach w mieście. W trakcie zamieszek na Manhattanie i w Brooklynie w nocy z piątku na sobotę aresztowano ok. 200 osób.

Gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo i burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio mówili, że rozumieją motywację uczestników demonstracji. Potępiali jednak uciekanie się do przemocy.

Cuomo zapowiedział w sobotę, że o zbadanie sprawy zwrócił się do prokurator generalnej Nowego Jorku Letitii James. Podkreślił, że w stanie sprawuje ona tę funkcję nie z nominacji partyjnej, ale została wybrana. Jak dodał będzie to niezależne dochodzenie.

Zdaniem burmistrza de Blasio większość uczestników protestu przybyła, by zademonstrować "obywatelskie nieposłuszeństwo i pokojowo manifestować". Niektórzy ludzie przybyli jednak, by uciec się do przemocy. (...) Ale wielu ludzi przyszło, ponieważ chcieli coś wyrazić - ocenił de Blasio.

Mające początkowo pokojowy charakter protesty na Manhattanie, a zwłaszcza na Brooklynie, przerodziły się w gwałtowne zamieszki. Największa manifestacja z udziałem tysięcy ludzi miała miejsce na obrzeżach sali widowiskowej Barclays Center na Brooklynie.

Demonstranci podzielili się później na mniejsze grupy. Podczas gwałtownych protestów rzucali w policjantów butelkami i kawałkami gruzu. Funkcjonariusze użyli gazu pieprzowego. Według policji ponad 200 osób zostało aresztowanych. Kilku funkcjonariuszy odniosło rany, kilka samochodów policyjnych uszkodzono, a jeden podpalono.

"Nie mogę oddychać"

Zarzewiem zamieszek stała się sprawa 46-letniego czarnoskórego George'a Floyda, który zmarł w trakcie zatrzymania przez policję w Minneapolis.

W poniedziałek do internetu trafiło nagranie z incydentu, na którym widać, jak jeden z policjantów brutalnie przyciska mężczyźnie kolanem szyję do ziemi, nie reagując na jego krzyki, że nie może oddychać. Wkrótce mężczyzna zmarł. Słowa przyciskanego do ziemi Floyda "Nie mogę oddychać" stały się głównym hasłem protestów.

W czasie protestów po zabiciu Floyda zginęły już trzy osoby - w Detroit, Oakland i Minneapolis.