To miał być trzygodzinny wypad w góry, był trwającą dwa dni odyseją. Pewien Australijczyk podczas wędrówki spadł z wodospadu w okolicach góry Nebo z wysokości sześciu metrów. Podczas upadku złamał nogę i rękę. Nie był w stanie się już podnieść. Przez dwa dni czołgał się po buszu, zanim został wypatrzony z pokładu wysłanego na poszukiwania śmigłowca ratunkowego.

Neil Parker spotkał się z dziennikarzami, by opowiedzieć ze szpitalnego łóżka o swojej przygodzie. 54-latek wybrał się na pieszą wędrówkę w górzystym terenie na północny-zachód od Brisbane w Queensland w Australii.

Podczas wędrówki spadł z wysokiego na sześć metrów wodospadu w pobliżu góry Nebo. Upadł tak nieszczęśliwie, że złamał lewą rękę oraz lewą nogę. Dolna część mojej nogi zwisała luźno - opowiadał.

Mężczyzna próbował zadzwonić po pomoc, ale okazało się, że podczas upadku telefon komórkowy został uszkodzony. Był zdany tylko na siebie.

Parker, który jest przewodnikiem górskim, wykorzystał jeden z kijków trekkingowych jako usztywnienie złamanej nogi. Nie był w stanie na niej ustać, więc zaczął się czołgać, opierając się na zdrowej prawej stronie ciała. I tak przez dwa dni pokonał... 3 km.

W tym czasie jadł batony proteinowe, które spakował do plecaka jako przekąski na mającą trwać trzy godziny wędrówkę. Miał też tabletki przeciwbólowe.

W końcu się przydały. Ludzie z klubu zawsze się ze mnie śmiali, po co zabieram ze sobą ważący 10 kg ekwipunek na każdą pieszą wycieczkę. To jest powód dlaczego! Dobrze je mieć przy sobie - mówił.

W końcu po dwóch dnia ratownicy zaalarmowani przez rodzinę wypatrzyli rannego z pokładu śmigłowca.