Już drugi dzień wszystkie europejskie giełdy pogrążają się w największym dołku od trzech lat. Akcje są najtańsze od maja 2005 roku. To efekt wczorajszego bankructwa amerykańskiego banku Lehman Brothers, jednego z największych na świecie. Na kryzys zareagowali także politycy.

Brytyjski premier Gordon Brown zapowiedział nowelizację prawa, które będzie regulować pracę banków. Jednak obietnice premiera nie uciszyły burzy, jaka rozpętała się w londyńskim City – słynnym centrum finansjery, gdzie ekonomiści snuli dziś czarne scenariusze dotyczące przyszłości światowych finansów.

Bankierów o ból głowy przyprawia nie tylko to, ile już stracili, ale przede wszystkim to, ile jeszcze stracą. Wydarzenia w Stanach Zjednoczonych odbijają się echem w Wielkiej Brytanii – mówią eksperci. A banki z obawy o własną przyszłość niechętnie udzielają kredytów. To może mieć zgubne skutki dla całej światowej gospodarki.

Ale nawet w tak kryzysowej sytuacji zasada konkurencyjności nadal obowiązuje. Brytyjski bank Barclays zastanawia się na przykład, czy nie przejąć niektórych działów upadłego amerykańskiego kolosa Lehman Brothers. Jego zapał studzą eksperci, którzy stanowczo odradzają Brytyjczykom inwestowania w akcje bankowe.