Japończycy nazywają je Senkaku, Chińczycy - Diaoyu. Bezludne wyspy na Morzu Wschodniochińskim są od lat przedmiotem sporu między Pekinem i Tokio. Atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej, bo chińskie okręty straży przybrzeżnej wpłynęły w środę na sporny obszar.

Japonia uważa wyspy Senkaku za integralną część kraju. Tokio regularnie informuje o wtargnięciu chińskich okrętów na wody wokół archipelagu - również uznawane przez Japończyków za własne. Tylko w 2022 r. takie incydenty odnotowywano ponad 30 razy.

Kolejna odsłona sporu o bezludne wyspy rozegrała się w środę. Chińczycy znów wpłynęli okrętami straży przybrzeżnej na sporne wody. 

Problem polega na tym, że Pekin również uznaje je za własne. W komunikacie prasowym rzecznik straży przybrzeżnej Chin Gan Yu oznajmił, że statki przepłynęły wzdłuż archipelagu "w ramach zwyczajnej misji ochrony praw i zgodnie z rutynowymi środkami ochrony suwerenności kraju oraz morskich praw i interesów". 

Co więcej, Gan oskarżył Japonię o próbę wtargnięcia. Jednostki straży przybrzeżnej miały według rzecznika "przeciwdziałać naruszeniu granic chińskich wód terytorialnych". Według Pekinu japoński jacht i kilka okrętów patrolowych znalazło się z byt blisko zakazanej strefy.

Agencja Reutersa przypomina, że do incydentu doszło tuż przed spotkaniem na szczycie prezydenta Korei Południowej Jun Suk Jeola i premiera Japonii Fumio Kishidy. Obydwa kraje zacieśniają współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Waszyngton tworzy w Azji mocny sojusz, który ma stanowić realną polityczną i militarną przeciwwagę dla Pekinu.