Czy jedna telewizyjna debata może zmienić układ sił przed drugą turą wyborów prezydenckich we Francji? Dotąd w sondażach królował faworyt prawicy Nicolas Sarkozy, ale - zdaniem wielu nadsekwańskich komentatorów - jego socjalistyczna rywalka, Segolene Royal, lepiej wypadła wczoraj w bezpośrednim telewizyjnym pojedynku.

Royal bardzo dobrze wypadła na początku debaty. Potem Sarkozy próbował zagiąć socjalistkę, pytając o precyzyjny koszt jej różnych wyborczych propozycji. Kłopot jednak polega na tym, że kandydat prawicy zaczął się trochę plątać w "zbyt technicznych" - zdaniem części obserwatorów – wyjaśnieniach dotyczących systemu podatkowego, ubezpieczeń zdrowotnych i emerytur. Polityk często patrzył na prowadzących debatę dziennikarzy, jakby w nadziei, że w końcu ktoś przyzna im rację. Nie kłóćmy się o liczby. Francuzi chcą debaty na wyższym poziomie - skwitowała to Royal.

Debata została dokładnie zaplanowana - wszystko zostało z góry ustalone „co do milimetra” – jak ironizują komentatorzy. Sarkozy i Royal siedzieli po dwóch stronach 2-metrowego stołu, aby nie znajdować się zbyt blisko siebie. Stół nie mógł być przezroczysty, by nie było widać nóg kandydatów, ponieważ - według psychologów – to często właśnie ruchy nóg zdradzają zdenerwowanie, które politycy chcą ukryć. Na ekranach telewizorów można było zobaczyć tylko osobę, która właśnie mówi – filmowanie reakcji przeciwnika zostało zakazane, bo kandydaci nie chcieli zostać przyłapani na wymykających się spod ich kontroli grymasów twarzy.

Jak wynika z sondażu opublikowanego w środę przez instytut badania opinii BVA, kandydat centroprawicy Nicolas Sarkozy utrzymuje przewagę nad socjalistką Segolene Royal. Na Sarkozy'ego zagłosowałoby 52 proc. wyborców, a na Royal o cztery punkty procentowe mniej. Poprzedni sondaż BVA dawał 53 proc. kandydatowi rządzącej Unii na rzecz Ruchu Ludowego, a 47 proc. kandydatce Partii Socjalistycznej.