Jak doszło do dyplomatycznego spięcia na linii Warszawa – Waszyngton? Co tak naprawdę obiecał Lechowi Kaczyńskiemu Barack Obama, a co się tylko wydawało współpracownikom naszej głowy państwa? Jak informuje moskiewski korespondent RMF FM, Rosja może mieć wpływ na zawirowania wokół amerykańskiej tarczy antyrakietowej.

W piątek około godz. 23:00 Lech Kaczyński rozmawiał telefonicznie z prezydentem-elektem Barackiem Obamą. Godzinę później Kancelaria Prezydenta poinformowała o zapewnieniach Obamy, że projekt tarczy antyrakietowej będzie kontynuowany. W sobotę wieczorem pojawił się komunikat, że przyszły amerykański przywódca rozmawiał z prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. Mniej więcej w tym samym czasie doradca Obamy zaprzeczył, by nowy przywódca USA złożył jakieś zapewnienia w sprawie tarczy.

Jak się okazuje, Rosjanie mogą mieć wpływ na zawirowania wokół amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Władze w Moskwie rozumieją bowiem, że pojawił się dogodny moment i nie można z niego nie skorzystać, aby zablokować budowę instalacji i przy okazji pokazać światu, że przynajmniej w Europie Wschodniej nic bez zgody Rosji dziać się nie może. To znana metoda kija i marchewki albo gróźb i uśmiechów, jak nazywa to rosyjska prasa.

Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow stwierdził, że instalacja rakiet Iskander w obwodzie kaliningradzkim jest wewnętrzną sprawą Rosji i Stany Zjednoczone, ani żaden inny kraj nie mogą protestować. Jednak w chwilę później jego zastępca Aleksandr Gruszko znalazł rozwiązanie – rakiet nie będzie, jeśli nie będzie tarczy.

Wniosek z tego typu stwierdzeń jest oczywisty. Rosjanie przyjęli, że muszą w ciągu najbliższych miesięcy wybić tarczę z głowy Barackowi Obamie i z pewnością przygotowali nie tylko Iskandery jako argumenty w tym starciu.