9 maja w PRL-u obchodzony był jako Dzień Zwycięstwa, dawne święto Wojska Polskiego. Dziś już nie świętujemy, świętuje za to Rosja. Na Placu Czerwonym premier Władimir Putin i prezydent Dmitrij Miedwiediew złożyli hołd bohaterom zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami.

Osiem tysięcy żołnierzy przemaszerowało na Placu Czerwonym w Moskwie. Pierwszy raz od siedemnastu lat na defiladzie z okazji Dnia Zwycięstwa pojawiły się czołgi, samoloty i wyrzutnie rakiet strategicznych.

Moskwianie bardzo niechętnie rozmawiają o czarnych kartach radzieckiej historii: współpraca z Hitlerem, agresja na Polskę i kraje bałtyckie - tego nie było. Wojna zaczęła się w 1941 roku, a armia radziecka wyzwoliła Europę i nie było żadnych zbrodni i grabieży:

Co prawda z rosyjskiej armii znikają radzieckie symbole, ale radziecka wersja historii ma się bardzo dobrze.

Przed rozpoczęciem defilady wojskowej nowy rosyjski prezydent przestrzegł przed próbami rewidowania granic i łamaniem prawa międzynarodowego. Miedwiediew podkreślił, iż lekcje dwóch wojen światowych pokazują, że konflikty takie nie wybuchają same z siebie, lecz rozpętują je ci, którzy własne ambicje stawiają ponad interesy narodów.

Zwracając się do weteranów ostatniej wojny światowej, Miedwiediew zauważył, że nie pozwolili rzucić kraju na kolana i dali przyszłym pokoleniom lekcję patriotyzmu.