Już jutro, dzień wcześniej niż planowano, przyjedzie do Izraela amerykański sekretarz stanu. Colin Powell zapowiedział, że to, jak długo tam pozostanie zależy od przebiegu rokowań. Wszystko wskazuje na to, że Biały Dom zdecydował się na bezpośrednie rozmowy z Jaserem Arafatem.

Sekretarz stanu potwierdził, że chce by doszło do jego spotkania z liderem Autonomii Palestyńskiej. W rozmowie z prezydentem Egiptu Powell obiecał ponadto, że USA wyśle w rejon konfliktu własnych obserwatorów. Kraje arabskie uzależniają od tego poparcie dla obecnej misji amerykańskiego sekretarza stanu. Powell po raz pierwszy wspomniał też o potrzebie wsparcia odbudowy obiektów zniszczonych w czasie izraelskiej interwencji na terenach palestyńskich.

Waszyngton coraz bardziej obawia się też otwarcia drugiego frontu konfliktu na granicy z Libanem. Wiceprezydent Dick Cheney rozmawiał wczoraj telefonicznie w tej sprawie z prezydentem Syrii. Przez pośredników podejmowano również kontakty z Iranem. Syria i Irak wspierają bojówki Hesbollahu atakujące północy Izrael z terenu Libanu. Bush znajdzie się teraz prawdopodobnie pod presją tradycyjnie proizraelskiego Kongresu, który wznowił pracę po wiosennej przerwie. Trwają przygotowania do wprowadzenia pod obrady Izby Reprezentantów szeregu projektów rezolucji zdecydowanie popierających stanowisko premiera Izraela Ariela Szarona.

Foto Archiwum RMF

07:00