Przyczyną karambolu na autostradzie M5 w pobliżu Taunton, w którym w piątek zginęło 7 osób, a 51 zostało rannych, mógł być pokaz sztucznych ogni na terenie pobliskiego klubu rugby. Taka hipotezę przyjęła policja prowadzące śledztwo w sprawie wypadku.

Policja nie wyklucza, że dym z ogni sztucznych zmieszał się z mgłą i ograniczył widoczność na autostradzie. Dym wydobywał się też z ogniska rozpalonego na pobliskim polu. Pokaz fajerwerków zakończył się 15 minut przed katastrofą.

4 listopada w Anglii obchodzi się rocznicę spisku prochowego z 1605 r. Pokaz ogni sztucznych upamiętnia nieudaną próbę zamachu na protestanckiego króla Jakuba I, o którą oskarżono katolików. Wprawdzie noc z 4 na 5 listopada była mglista, ale w ocenie policji gryzący dym wydzielany przez ognie sztuczne odpalane na terenie Taunton Rugby Club, którego zewnętrzny płot jest oddalony o ok. 35 m od autostrady, wytworzył czarną chmurę.

Klub, który na pokaz sztucznych ogni wydał 3 tys. funtów, twierdzi, że pirotechnicy przeprowadzili wszystkie wymagane kontrole. Zbadali m. in. pogodę i kierunek wiatru. Wypowiadający się dla mediów organizator pokazu Geoff Counsell z firmy Firestorm Pyrotechnics oburzył się na sugestię, że ognie sztuczne mogą być powodem karambolu, i zaprotestował przeciwko robieniu z jego firmy "kozła ofiarnego".

Według niego, wina tkwi po stronie kierowców. Osobiście nie prowadziłbym samochodu w takich warunkach, chyba żebym musiał - zaznaczył. Przyznał zarazem, że mgła była tak gęsta, że nie widział nawet kilkusetosobowego tłumu, który przyszedł na imprezę.

Efektem karambolu była gigantyczna kula ognia spowodowana zapaleniem się paliwa. Jeden z kierowców porównał warunki jazdy do "próby poruszania się w farbie emulsyjnej".