W pierwszą rocznicę wybuchu fali protestów „żółtych kamizelek” wybuchły zamieszki w Paryżu. Grupy anarchistów zaczęły wznosić uliczne barykady, dewastować miasto - przewracać samochody oraz atakować funkcjonariuszy. Policjanci musieli użyć gazu łzawiącego, pałek i armatek wodnych. Aresztowano 61 osób. Wydano również rozkaz przerwania demonstracji.

W południowo-wschodniej części Paryża wybuchły zamieszki - odbywała się tam rocznicowa demonstracja "żółtych kamizelek". Żeby chronić agencje bankowe i galerie handlowe przed ataki demonstrantów, szturmowe oddziały policji użyły gazu łzawiącego, pałek i armatek wodnych.

Grupy anarchistów podpalały samochody i motocykle, pojemniki ze śmieciami, przystanki autobusowe i dewastowały znajdujące się w pobliżu budowy. Podpalali też wznoszone na ulicach barykady i obrzucają policjantów kamieniami i butelkami.


W związku z wybuchem starć ulicznych w Paryżu - stołeczna prefektura policji nakazała przerwanie największej  demonstracji "żółtych kamizelek". Funkcjonariusze masowo używali gazu łzawiącego co sprawiło, że nie tylko anarchiści wycofali się do bocznych uliczek, ale również członkowie "żółtych kamizelek" powoli się rozeszli.

Dziesiątki stacji metra oraz kolejki podmiejskiej RER w stolicy zostały zamknięte w sobotę rano. Polska ambasada w Paryżu zaleca unikanie miejsc protestów i stosowanie się do poleceń miejscowych władz.

W piątek ok. stu przedstawicieli "żółtych kamizelek" zablokowało wejście do zakładu chemicznego Seveso w Montoir-de-Bretagne w departamencie Loara Atlantycka. Oddziały prewencji CRS użyły gazu łzawiącego, usuwając najbardziej agresywnych demonstrantów spod fabryki.


"Żółte kamizelki" cieszą się poparciem wśród Francuzów

Najnowszy sondaż instytutu Elabe dotyczący "żółtych kamizelek" pokazuje 55-proc. poparcie dla tego ruchu wśród Francuzów. Największym, bo 72-procentowym poparciem, "żółte kamizelki" cieszą się wśród wyborców Marine Le Pen, liderki skrajnie prawicowej partii Zjednoczenie Narodowe i skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej Jean-Luca Melenchona.

W wyniku gwałtownych protestów tłumionych zdecydowanie przez siły bezpieczeństwa rząd wycofał się z części reform, a Macron obiecał obniżyć podatki oraz przeznaczyć 17 mld euro na cele społeczne.

Cykliczne demonstracje trwają od roku. W ich wyniku zmarło już 11 osób

To już rok, odkąd "żółte kamizelki" cyklicznie organizują protesty, nie tylko w Paryżu, ale w całej Francji. Początkowo protestujący sprzeciwiali się planowanej podwyżce akcyzy na paliwo, z której rząd pod naciskiem zrezygnował, a także przeciwko oszczędnościowej polityce rządu. W miarę upływu czasu i istnienia ruchu, jego liderzy zaczęli głosić postulaty polityczne, jak m.in. żądanie organizowania referendów, likwidacji Senatu czy ustąpienia Macrona.

Bilans roku protestów "żółtych kamizelek" to, według władz, około 2500 rannych demonstrantów i 1800 pracowników organów ścigania. W czasie protestów zginęło 11 osób.

Opracowanie: