Tegoroczna prezydencka kampania w Stanach Zjednoczonych przypominała polskie wybory sprzed roku. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Barack Obama w czasie przedwyborczych bojów przypominał Donalda Tuska. Tego typu skojarzeń jest bardzo wiele.

Po pierwsze, siłą Baracka Obamy był George W. Bush, tak jak siłą Donalda Tuska był Jarosław Kaczyński i PiS. Senator z Illinois wygrał tak zdecydowanie, bo był anty-Bushem, tak jak lider PO był przeciwwagą dla rządów PiS. Nawet gigantyczne kolejki do głosowania w USA przypominały mobilizację wyborczą w Polsce sprzed roku.

Po drugie, kiedy widzimy Obamę i słyszymy jego: „Yes. We can!”, „Czas na zmianę” widzimy Tuska i jego politykę miłości. Niewiele wiemy o programie demokraty. Wiemy, że chce lepiej, inaczej, wszystkich kocha i nikogo nie atakuje. Skąd my to znamy? My już to wiemy, a w Ameryce dopiero przyjdzie czas na oceny.