Setki ratowników, psy tropiące, drony z termowizją i helikoptery – południowa Alberta w Kanadzie żyje poszukiwaniami 5-letniego Dariusa, który zaginął podczas rodzinnego biwaku. Mimo upływu czterech dni akcja ratunkowa trwa nieprzerwanie, a ratownicy nie tracą nadziei.

Darius, pięcioletni chłopiec z Alberty, zaginął w niedzielę w rejonie kempingu Island Lake - miejsca położonego na południu prowincji. Rodzina spędzała tam beztroski czas na łonie natury. Darius wybrał się na spacer wraz z szóstką swojego rodzeństwa. W pewnym momencie oddzielił się od grupy i zniknął bez śladu.

O godzinie 11:30 w niedzielę rozpoczęło się dramatyczne odliczanie - chłopiec został zgłoszony jako zaginiony. Wtedy nikt nie przypuszczał, że akcja poszukiwawcza przekształci się w jedną z największych w historii regionu.

Akcja ratunkowa na niespotykaną skalę

Na miejscu natychmiast pojawiły się liczne służby. Poszukiwania Dariusa trwają pełną parą, a każda jednostka biorąca udział w akcji współpracuje ze sobą na pełnych obrotach - zapewniła sierżant Gina Slaney. W działania zaangażowano nawet 100 osób, w tym 68 wyszkolonych ratowników z Alberty i Kolumbii Brytyjskiej, zespoły psów tropiących, helikoptery oraz zaawansowane technologicznie drony z termowizją.

Zespoły pracują na zmiany, śpiąc w pobliskim obozie, by nie tracić ani chwili.

Obszar poszukiwań stale się powiększa. Teren i powalone drzewa nie ułatwiają zadania. Przeczesywane są okoliczne zbiorniki wodne i cieki.

Ratownicy nie wykluczają skorzystania z pomocy Sił Zbrojnych Kanady.

Wszystkie działania prowadzone są z nadzieją, że chłopiec żyje. Darius jest autystyczny. Może nie reagować na osoby wołające jego imię - wyjaśniła Gina Slaney.

Nocą temperatury spadają do około 11 stopni Celsjusza. To - zdaniem ratowników - daje nadzieję, że chłopiec jest w stanie przetrwać. Służby nie tracą nadziei, a Alberta czeka na pozytywne wieści.