Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył po oddaniu głosu w niedzielnych wyborach prezydenckich, że jest gotów na wszelkie przemiany i reformy. Zapewnił też, że jeśli Zachód chce poprawy stosunków z Białorusią, nikt nie może w tym przeszkodzić.

Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył po oddaniu głosu w niedzielnych wyborach prezydenckich, że jest gotów na wszelkie przemiany i reformy. Zapewnił też, że jeśli Zachód chce poprawy stosunków z Białorusią, nikt nie może w tym przeszkodzić.
Głosowanie na Białorusi /ROMAN PILIPEY /PAP/EPA

Prezydent wyraził przekonanie, że te wybory mogą przyczynić się do poprawy stosunków jego kraju z Zachodem tylko, jeśli sam Zachód tego chce.

Wszystko, czego Zachód sobie życzył, wszystko, co Zachód chciałby widzieć przed wyborami prezydenckimi na Białorusi, spełniliśmy. Dlatego jeśli Zachód chce nawiązać z nami stosunki, nikt i nic nie może w tym przeszkodzić - oznajmił.

Zapewnił, że Białoruś nigdy nie stanie się platformą do ataku na inne państwo. Zastrzegł jednocześnie że najbliższym Białorusi krajem jest Rosja. Powtórzył też, że nie omawiał z prezydentem Rosji Władimirem Putinem kwestii umiejscowienia na Białorusi rosyjskiej bazy lotniczej. Naprawdę nie omawiałem tego tematu z Putinem. Przysięgam - zapewnił.

Jeśli Rosja widzi coś, czego my nie dostrzegamy (chociaż jesteśmy bliżej Zachodu i więcej widzimy niż Rosja), to niech nam powie. Może się w czymś mylimy - dodał. Wyraził przy tym wątpliwość, czy Rosja jest gotowa utworzyć na Białorusi bazę, bo wiąże się to z ogromnymi kosztami. Powiedział też, że nie rozumie oburzenia wokół tego tematu i jego zdaniem takiej bazy nie trzeba się bać, choćby nawet była na Białorusi. Według niego dla myśliwca przechwytującego to żadna różnica wystartować z lotniska w Bobrujsku, Pskowie, Smoleńsku czy Moskwie. Absolutnie żadna. 500 km to żadna odległość dla tego samolotu przechwytującego - ocenił.

Przekonywał też o swojej gotowości do zmian. Podkreślił, że przez 20 lat piastowania urzędu prezydenckiego kierował się zasadą, że "wszystko powinno być spokojnie, bez rewolucji", szczególnie w gospodarce. Szedłem drogę ewolucji, nawet jeśli wiedziałem, że ten ewolucyjny szlak nie od razu doprowadzi do wyników, ale miałem świadomość, że nie będzie to bolesne dla narodu - oznajmił.

Zapewnił, że jest gotów na wszelkie reformy, jeśli naród tego zechce. Jestem gotów na wszelkie przeobrażenia i reformy, nawet rewolucyjne, choć to nie moja zasada. Jestem gotów zrobić tak, jak chcecie.(...) Jeśli mi dacie carte blanche na jakiekolwiek burzenie czy rewolucyjne przeobrażenie, jeśli tego zechcecie - to my to zrobimy. To nie zależy ode mnie, tylko od społeczeństwa - powiedział.

Zaznaczył, że nie pozwoli nikomu na destabilizowanie sytuacji na Białorusi. Powiedział, że do wyborów "nie ruszano nikogo", ale po godz. 20, gdy zostaną zamknięte lokale wyborcze, trzeba przestrzegać prawa.

Na Białorusi odbyło się w ostatnich tygodniach kilka wieców zorganizowanych przez opozycję. Sobotni marsz w Mińsku zgromadził około 2 tys. osób.

Przygotowania do wyborów... od kuchni

Dziennik "Komsomolskaja Prawda w Biełorussii" szczegółowo informuje na swojej stronie internetowej, jak wyposażony był bufet w lokalu, gdzie głosował Łukaszenka. Bufety, w których można kupić tanio przekąski i napoje, są tradycyjnym atrybutem białoruskich wyborów.

Kucharze - czytamy - pracowali nocą, by upiec prosiaka i ozdobić torty. Żeby wszystko przygotować i żeby wszystkie potrawy były świeże, przystąpiliśmy do pracy o godz. 10. wieczorem poprzedniego dnia - powiedziała szefowa kuchni restauracji "Radziwiłauski" Tacciana Puntus.

Wśród smakołyków są raki i wędzone prosię, po które ustawiła się nawet kolejka - wszystko zaczęto jednak sprzedawać dopiero po oddaniu przez Łukaszenkę głosu. Ceny są niewygórowane: za kilo wędzonego prosięcia trzeba zapłacić 47,4 tys. rubli białoruskich (10 zł), a za drożdżówki i ciasteczka - od 1300 do 2800 rubli (30-60 gr).

(mal)