Chwile grozy przeżyli pasażerowie promu na Staten Island w Nowym Jorku. W maszynowni wybuchł pożar. Ratownicy ewakuowali prawie 900 osób. Pięć z nich zostało rannych.

Na pokładzie promu, który płynął z Dolnego Manhattanu na Staten Island, było blisko 900 osób - 868 pasażerów i  16 członków załogi. Ogień wybuchł w maszynowni. Jak podkreślają media, statek został niedawno oddany do użytku. Jest wart 85 mln dolarów.

Pasażerowie, którzy byli na pokładzie, mówią, że część osób wpadła w panikę. Większość starała się jednak zachowywać spokojnie.

Gdy zobaczyłam pracowników promu, którzy nerwowo komunikowali się ze sobą przez krótkofalówki, pomyślałam, że coś niedobrego się dzieje - mówi mieszkanka Manhattanu Elizabeth Quinn. Jak dodaje, wkrótce pracownicy zaczęli uspokajać pasażerów. Powiedzieli: wszyscy z przodu, proszę wziąć kamizelki ratunkowe. Zaczęli nimi w nas rzucać. Nikt nie miał wtedy pojęcia, co się dzieje, nagle zgasło światło - relacjonuje kobieta.

Zaczęło się szaleństwo. Ludzie krzyczeli, że prom wybuchnie. Gdy zobaczyliśmy ogień, zrobiło się jeszcze gorzej - dodaje. Początkowo myślałam, że doszło do strzelaniny, potem, że ktoś podłożył bombę. W ogóle nie brałam pod uwagę pożaru - opowiada kobieta. Byłam przerażona. Nawet teraz cała się trzęsę - dodaje.

Jak opisuje inny pasażer, Ivan McCall, zadymienie było tak duże, że nie widział nawet własnych rąk. Zaczęli rzucać w nas kamizelkami ratunkowymi. Wszyscy wpadli w panikę, wiele kobiet płakało. To było szalone - opowiada. Jak podkreśla, zarówno załoga, jak i policja doskonale poradziły sobie z ewakuacją. Uspokajali wszystkich, żeby nie doszło do wybuchu paniki - relacjonuje.

Straż przybrzeżna Stanów Zjednoczonych ewakuowała pasażerów i załogę do terminalu promowego St. George. Akcja trwała mniej niecałą godzinę. Poszkodowanych zostało pięć osób. Trzy trafiły do szpitala. Na razie nie wiadomo, co było przyczyną wybuchu ognia.