Los Afganistanu spoczywa w tej chwili w rękach około tysiąca ubogich, niewykształconych duchownych islamskich, czyli Rady Ulemów. Zebrali się oni w Kabulu by zdecydować, czy wydadzą Osamę bin Ladena obarczanego przez Waszyngton odpowiedzialnością za ubiegło tygodniowe zamachy w Stanach Zjednoczonych, czy też przystąpić do świętej wojny z USA.

To pierwsze spotkanie Ulemów w pełnym składzie od kiedy Talibowie wkroczyli do Kabulu sześć lat temu. Ostatni raz, w okrojonym składzie rada Ulemów czyli Szura zebrała się w marcu, kiedy to zdecydowała o zniszczeniu unikatowych posągów Buddy w Bamidżanie. Jaką tym razem decyzję podejmie - trudno przewidzieć. Talibowie żądają też od USA konkretnych dowodów, potwierdzających związek bin Ladena z zamachami. Dowody te miałyby być przekazane afgańskiemu sądowi najwyższemu lub duchownym w trzech krajach islamskich. Talibowie jasno dali do zrozumienia, że żądanie wydania Saudyjczyka uważają jedynie pretekst do ataku na Afganistan. W Afganistanie i sąsiednim Pakistanie odczuwa się już przygotowania do wojny. Nasi specjalni wysłannicy są w tej chwili w dziennikarskim konwoju zmierzającym z Peszawaru w Pakistanie w kierunku granicy z Afganistanem:

Tymczasem zachodnie ambasady rozpoczęły ewakuację swych pracowników i ich rodzin z Pakistanu, w obawie, że ewentualne ataki odwetowe na Afganistan, wywołają również niepokoje w sąsiednim Pakistanie. Nie jest to wykluczone. Talibowie wywodzą się właśnie z Pakistanu i mają poparcie tamtejszych środowisk religijnych.

foto Jan Mikruta/Przemysław Marzec RMF

10:35