W Cieśninie Bab al-Mandab pomiędzy Afryką a Półwyspem Arabskim doszło do niebezpiecznej sytuacji. W nocy samosterująca rakieta, wystrzelona z kontrolowanego przez rebeliantów Huti Jemenu, uszkodziła norweski tankowiec Strinda.

Jednostka została uszkodzona, wybuchł na niej pożar. Nikomu na szczęście nic się nie stało.

Huti przyznali się do ataku. Rzecznik rebeliantów w oświadczeniu wyemitowanym w telewizji przekazał, że na atak zdecydowano się wobec braku reakcji załogi na ostrzeżenia. Dodał, że Huti będą blokować statki, dopóki Izrael nie zezwoli na dostawy jedzenia i środków medycznych na teren Strefy Gazy.

Właściciel tankowca przekazał, że 22-osobowa załoga jest cała i zdrowa, a jednostka zmierza do bezpiecznego portu. W rejonie ataku znajdował się amerykański niszczyciel USS Mason, który udzielił załodze niezbędnej pomocy.

Zaatakowany tankowiec pływa pod norweską banderą. Przewoził oleje roślinne i biopaliwa z Malezji. Jego portem docelowym była Wenecja. Nie informacji, które łączyłyby Strindę z Izraelem.

Rebelianci Huti regularnie atakują statki w tym rejonie, jako wyraz poparcia dla Palestyńczyków w Gazie. Jednostki atakowane są dronami i pociskami manewrującymi, niezależnie od bandery, pod którą pływają. Niektóre z pocisków docierają nawet na terytorium Izraela.

W listopadzie Huti przejęli statek handlowy należący do brytyjskiej firmy, w której udziały ma izraelski biznesmen Rami Ungar. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania potępiły wówczas ataki na jednostki i oskarżyły Iran o wspieranie Huti. Teheran twierdzi z kolei, że jego sojusznicy samodzielnie podejmują wszystkie decyzje.