We Francji wybuchła afera ze szczepionkami przeciwko świńskiej grypie. Okazało się, że tamtejszy rząd kupił je w hurtowych buteleczkach, z których każda zawiera aż 20 dawek. Media alarmują, że część szczepionek może z tego powodu trafić na śmietnik.

Specyfik można wstrzykiwać pacjentom nie później niż 24 godziny po otwarciu buteleczki. Tymczasem wiele ośrodków szczepień na razie świeci pustkami, bo ludzie obawiają się skutków ubocznych. Prywatni lekarze buntują się przeciwko temu, że rząd przymusowo wysyła ich na dyżury w pustych halach sportowych. Sugerują, że chętnych do szczepienia byłoby więcej, gdyby pacjenci mogli się im poddawać w prywatnych gabinetach. Minister zdrowia już zapowiedział negocjacje w tej sprawie ze związkiem zawodowym lekarzy.

Do tej pory we Francji liczba zachorowań na grypę przekroczyła półtora miliona. Ponad 60 szkół zostało zamkniętych.