Dzień Zwycięstwa w Rosji, hucznie celebrowane każdego roku upamiętnienie zwycięstwa ZSRR nad III Rzeszą w II wojnie światowej, w tym roku będzie miał wyjątkowy charakter. I to nie dlatego, że będzie obchodzone ze szczególną pompą, wręcz przeciwnie - zostanie zmarginalizowane ze względu na odwołane defilady, obawy dotyczące bezpieczeństwa i niewielkie zainteresowanie udziałem wśród zagranicznych przywódców.

W związku z obawami o bezpieczeństwo po ubiegłotygodniowym ataku dronów na Kreml (nieważne, czy upozorowanego przez władze rosyjskie, czy faktycznie przeprowadzonego przez Ukrainę) i zbliżającej się ukraińskiej kontrofensywie, tegoroczne obchody Dnia Zwycięstwa będą znacząco ograniczone. Wiele wskazuje wręcz na to, że 78. rocznica zwycięstwa Związku Radzieckiego nad III Rzeszą w II wojnie światowej będzie miała najskromniejszą otoczkę w trakcie blisko dwudziestoletnich rządów Władimira Putina.

Kreml zawsze wykorzystywał Dzień Zwycięstwa do tworzenia obrazu potęgi militarnej i podsycania patriotycznych nastrojów wśród Rosjan. Teraz jest inaczej. Seria porażek w Ukrainie i spodziewana kontrofensywa sił ukraińskich oznaczają, że tegoroczne święto - drugie od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku - będzie miało wyjątkowo smutne oblicze. Z perspektywy Rosjan rzecz jasna.

Defilady wojskowe zostały bowiem odwołane w ponad 20 rosyjskich miastach, w tym kilku na Syberii, tysiące kilometrów od linii frontu. To bezprecedensowa sytuacja w kraju, w którym parady stały się wręcz wizytówką prezydenta.

Odwołując defilady, szefowie władz obwodowych powoływali się na obawy związane z bezpieczeństwem. Choć zwykle nie wchodzili w szczegóły, to gubernator graniczącego z Ukrainą obwodu biełgorodzkiego zasugerował, że wolno poruszające się pojazdy wojskowe i maszerujący żołnierze mogą stanowić atrakcyjne cele dla sił ukraińskich.

Nie będzie parady, aby nie sprowokować wroga dużą liczbą sprzętu i żołnierzy stłoczonych w centrum Biełgorodu - przekazał Wiaczesław Gładkow. Odmowa zorganizowania parady związana jest z bezpieczeństwem mieszkańców obwodu - zaznaczył.

Bez marszów "Nieśmiertelnego Pułku"

Co ważne i równie znamienne, nie odbędzie się ani jeden marsz "Nieśmiertelnego Pułku". To pochody organizowane dla upamiętnienia poległych podczas II wojny światowej, w których miliony ludzi niosą zdjęcia członków ich rodzin. W największym marszu w kraju, organizowanym w Moskwie, zawsze brał udział Władimir Putin.

Analitycy podkreślają, że to nie ryzyko związane z wrogimi dronami skłoniło Kreml do odwołania moskiewskiego marszu. Jeden z byłych urzędników, cytowany przez dziennik "The Moscow Times", powiedział, że niepokój budził fakt, iż na marsz przyjdą krewni poległych w wojnie w Ukrainie. "Nieśmiertelny Pułk" mógłby się zatem zamienić w wiec pogrążonych w żałobie rodzin.

Bez względu na faktyczny powód, rosyjskie władze zasugerowały, by ludzie w zamian umieszczali zdjęcia poległych w II wojnie światowej na specjalnej stronie internetowej lub wystawiali je np. w szybach pojazdów lub w oknach mieszkań.

Bezprecedensowe środki bezpieczeństwa

W obliczu niedawnych ataków dronów, między innymi na składy ropy naftowej na okupowanym przez Rosjan Krymie, na terenie wielu obwodów zakazano używania bezzałogowców. W panikę, jaka ogarnęła rosyjskie władze, wpisuje się decyzja, o której informują niezależne rosyjskie media - moskiewscy deputowani mają być zmuszani do udziału w patrolach "antyterrorystycznych". Portal Readovka podał z kolei, że jednostki Gwardii Narodowej otrzymały broń przeciwko dronom.

Nietypowy jest też ruch samych władz, które zamknęły Plac Czerwony w Moskwie na dwa tygodnie przed uroczystościami z okazji Dnia Zwycięstwa. Najwidoczniej z powodów obaw przed możliwym atakiem. Poziom ryzyka i zagrożenia terrorystycznego jest wyższy niż kiedykolwiek - powiedział dziennikowi "The Moscow Times" wysoki rangą urzędnik państwowy, który poprosił o zachowanie anonimowości.

Kto będzie paradował?

Analitycy są zdania, że w paradach wojskowych, które się odbędą - w tym najważniejszej defiladzie na Placu Czerwony, transmitowanej przez rosyjską telewizję - prawdopodobnie weźmie udział znacznie mniej żołnierzy regularnej armii i nowoczesnego sprzętu, niż przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Eksperci są jednak zdania, że Rosjanie będą chcieli przedstawić swoją armię jako zdrowy organizm, choć w rzeczywistości jest on mocno osłabiony.

Zimowa i wiosenna ofensywa sił rosyjskich we wschodniej Ukrainy przyniosła minimalne zyski przy oszałamiających wręcz stratach. Zachodnie władze oszacowały niedawno, że tylko od grudnia w walkach w Ukrainie zginęło ponad 20 tys. rosyjskich żołnierzy.

W defiladach weźmie udział zatem personel wojskowy, który miał to szczęście, że nie został wysłany na ukraiński front, w tym marynarze, poborowi odbywający obowiązkową służbę wojskową czy instruktorzy. Niedobór w ludziach szczególnie trudno będzie ukryć władzom regionalnym.

Pomimo obaw dotyczących bezpieczeństwa i zbliżającej się kontrofensywy sił ukraińskich, rosyjscy urzędnicy są przekonani, że defilada na Placu Czerwonym będzie porównywalna wielkością z ubiegłorocznymi obchodami. Szef resortu obrony Siergiej Szojgu na początku 2023 roku obiecywał, że w paradzie weźmie udział 125 pojazdów wojskowych i 10 tys. żołnierzy. Czy miał rację, przekonamy się o godzinie 9:00. Wtedy - według zapowiedzi - ma ruszyć defilada w Moskwie.

Sześciu przywódców na 195 państw

Kolejną kwestią, która znacznie obniża rangę tegorocznych obchodów, jest niewielkie zainteresowanie udziałem w moskiewskiej defiladzie wśród zagranicznych przywódców.

Jako pierwszy swój udział zapowiedział prezydent Kirgistanu Sadyr Japarow. W poniedziałek okazało się, że będą mu towarzyszyć prezydent Kazachstanu Kasym-Żomart Tokajew, premier Armenii Nikol Paszynian, prezydent Tadżykistanu Emomali Rahmon, prezydent Uzbekistanu Szawkat Mirzijojew i prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka.

Sześciu zagranicznych przywódców, a państw na świecie jest 195. Tak słabej frekwencji nie było od dawna.

Niezależnie od tego, czy obchody Dnia Zwycięstwa na Kremlu zostaną zakłócone przez jakieś działania Ukraińców, czy nie, ograniczone obchody tak ważnego dla Rosjan święta narodowego pokażą, że wojna w Ukrainie ma coraz poważniejsze skutki dla samej Rosji.

Kremlowi coraz trudniej będzie udawać, że wszystko jest w porządku.