"Ostatnie rosyjskie ataki na Ukrainę to taki wyraz bezsilności. Absolutna większość, jak nie wszystkie z dronów, zostały zniszczone przez ukraińską obroną przeciwlotniczą. Rosjanie biją głową w mur w Bachmucie. Mieli zdobyć to miasto do 24 lutego, rocznicy wybuchu wojny. Wygląda na to, że nie zdobędą go do 9 maja, czyli na świętowany tego dnia w Rosji Dzień Zwycięstwa" – mówił w Rozmowie w południe w RMF FM dr Adam Eberhardt, dyrektor Centrum Studiów Strategicznych Warsaw Enterprise Institute.

Ja mam wrażenie, że od kilkunastu miesięcy widzimy kolejne próby eskalacji wojny, grożenia, że "my jeszcze nie zaczęliśmy, że właśnie zaczęliśmy, że dopiero teraz wam pokażemy". Tylko efektywność tego jest znikoma, z każdym miesiącem coraz mniejsza - tłumaczył ekspert. 

Jaka będzie parada 9 maja? Z tego, co mówił rzecznik rosyjskiego prezydent Dmitrij Pieskow, możliwe, że być może na paradzie nie będzie nawet Władimira Putina, że będzie on przemawiał do zebranych przez transmisję wideo. Jeżeli to się potwierdzi, to będzie świadectwo tego, że Putin rzeczywiście siedzi gdzieś w bunkrze, przestraszony, obawiający się i latających dronów, i przede wszystkim ludzi. To jest świadectwo strachu - mówił. 

Jak zauważył, w wielu miejscach paradę z okazji 9 maja odwołano. Chodzi m.in. o Krym. Mam wrażenie, że jakby to wszystko ze sobą zsumować, jest coraz więcej chaosu, strachu, myślenia, jak to wszystko przetrwać - dodał. 

"Putin jest prezydentem wojny"

Gość Mariusza Piekarskiego obawia się, że wojna będzie trwać jeszcze wiele miesięcy. Putin jest prezydentem wojny, on tą wojną skonsolidował rosyjskie społeczeństwo, on się wycofać nie może, nie chce, nie potrafi. To jest wojna jego życia - tłumaczył. 

Jeżeli chodzi o rosyjskie nowe fazy wojny, to chyba Rosjanie mają taki kłopot, że te kolejne ataki, one nie są bynajmniej bardziej efektywne niż poprzednie, a wręcz mniej efektywne. Jeśli mówimy o atakach powietrznych - coraz lepiej działa ukraińska obrona przeciwlotnicza - zaznaczył. 

Jeśli chodzi o wojnę powietrzną, to Rosjanie nie mają specjalnie pomysłu, co zrobić, jeśli chodzi o wojnę lądową, front stoi w miejscu, główne walki toczą się w gruzach jednego miasta - o Bachmut. Rosjanie niby się przesuwają do przodu, ale prędkość tego jest niezwykle powolna - podkreślił. 

"Bachmut symbolem ukraińskiego oporu i rosyjskiej bezradności"

Eberhardt zauważył także, że bitwa o Bachmut trwa już wiele miesięcy. Gigantycznymi kosztami dla żołnierzy rosyjskich, najemników Wagnera, myślę, że niestety też bardzo dużymi kosztami dla żołnierzy ukraińskich. Bachmut stał się symbolem ukraińskiego oporu i rosyjskiej bezradności. Ale oczywiście idą dalej. Tam podobno już zostało 1,5 km miasta, może nawet mniej. Rosjanie wykorzystują wszelkiego rodzaju broń, również tę fosforową, atakują bombami kasetowymi, ale Ukraińcy się ciągle bronią. Wszystko wskazuje, że do jutra Bachmut nie padnie - mówił. 

Co jutro może powiedzieć Putin? Myślę, że to będzie przede wszystkim przekaz, że Rosja jest w wojnie z całym światem Zachodu, że to nie jest wyłącznie wojna przeciwko Ukraińcom, że Rosja walczy z Zachodem. To może służyć jako wytłumaczenie nieskuteczności rosyjskiej, bo trudno przyznać, że przegrywamy z Ukraińcami. Po drugie - to dużo łatwiej jest w stanie przekonać rosyjskie społeczeństwo. Bo ta wojna z Ukraińcami sama w sobie jest też dla Rosjan nieczytelna trochę, tym bardziej że to miał być jeden naród z Rosjanami - dodał. 

Jak przekazał, propagandyści znaleźli sposób na tłumaczenie rosyjskich porażek na froncie. Mówią: Ukraińców pokonaliśmy w 3 dni, a teraz 16. miesiąc walczymy przeciwko Ameryce, NATO i całemu Zachodowi - zaznaczył gość Mariusza Piekarskiego.

"Ukraina potrzebuje sukcesów spektakularnych, które będą bolały Moskwę i wywołają turbulencje wewnątrz Rosji"

Ukraina potrzebuje sukcesów spektakularnych, które będą bolały Rosję, które będą dostrzegalne dla rosyjskiego społeczeństwa i które wywołają turbulencje wewnątrz Rosji - mówił Eberhardt.

Ekspert odniósł się do informacji o planowanej ukraińskiej kontrofensywie. Problem z tymi opowieściami na temat ukraińskiej kontrofensywy jest taki, że oczekiwanie na nią pozbawia Ukrainę bardzo ważnej korzyści, przewagi, jaką jest zaskoczenie - mówił gość RMF FM. Tutaj zaskoczeniem jest, ze ciągle tej kontrofensywy nie ma. I może dobrze, że na tym etapie tej kontrofensywy nie ma, ponieważ należy pamiętać, że w przypadku kontrofensywy siły strony atakującej muszą być znacznie większe niż siły broniącej się - wyjaśniał. Rosjanie przy całym bałaganie jednak są świadomi tego, gdzie Ukraińcy mogą najpewniej zaatakować, jakie mogą cele sobie postawić - dodał dyrektor Centrum Studiów Strategicznych Warsaw Enterprise Institute.

Zdaniem Eberhardta, Ukraińcy "szykują się do tego, okopują". Więc tego typu decyzja musi zapaść w Kijowie po wzięciu pod uwagę wszelkich czynników, w tym również - jak przypuszczam - informacji wywiadowczych z Zachodu, z USA. Presja rośnie, więc władze się zdecydują prędzej czy później na tę ofensywę - stwierdził.

A jakie mogą być cele? Z punktu widzenia Rosjan, to oni chcieliby wziąć resztą obwodu donieckiego, ponieważ Putin jest trochę zakładnikiem swojej decyzji o anektowaniu tych czterech regionów. On musi więc tę granicę przesuwać tam, gdzie najbardziej to oczywiste. Bachmut, później dalej na zachód Słowiańsk, Krematorsk - mówił dr Eberhardt. Natomiast dla Ukraińców takim naturalnym obszarem kontrofensywy może być obwód zaporoski, czyli ten front południowy i pójście w kierunku na Krym - mówił gość RMF.

Jednak jego zdaniem nie jest to tylko po to, aby dotrzeć czy zdobyć Krym. Ale po to, aby znaleźć się bliżej Krymu i mieć dużo większą łatwość w atakowaniu półwyspu - dodał.

Gość RMF FM był również pytany o tzw. atak dronów na Kreml. Jak tłumaczył, wyjaśnienia mogą być dwa. 

Pierwszy jakiś taki trop, to może być szukanie pretekstu, by bardziej uderzyć w Ukrainę. Ale Putin nie potrzebuje pretekstu, aby uderzyć mocniej. Po drugie nie ma specjalnie czym uderzyć mocniej. Po trzecie nawet jak uderzy mocniej, to nie wiadomo czy cokolwiek z tego osiągnie - mówił dyrektor Centrum Studiów Strategicznych Warsaw Enterprise Institute. Drugi scenariusz to jest inscenizacja, żeby powiedzieć: "proszę zobaczcie, realne zagrożenie". Nie jest tak, że Putin boi się swoich obywateli, że ktoś go zastrzeli na Placu Czerwonym czy że nagle rozpocznie się jakaś rewolucja. To nie jest obawa przed nami Rosjanami, tylko to jest strach, bo może podlecieć dron, ‘musimy naszego prezydenta strzec’. To jest może jakiś trop najbardziej chyba logiczny w tym całym wydarzeniu, które nadmiernie logiczne i czytelne nie było - dodał ekspert.

Opracowanie: