Helikopter krążący nad Gratiot Avenue i Conner Street we wschodniej części Detroit zrzucił tysiące dolarów na pieszych. Była to ostatnia wola właściciela pobliskiej myjni samochodowej, którego pogrzeb odbył się tego samego dnia.

O sprawie donosi m.in. "The Detroit News". Serwis cytuje Lisę Knife, pracownicę pobliskiej firmy. Według Knife z helikoptera wyrzucono tysiące dolarów. Ona sama nie pobiegła w stronę spadających dolarowych banknotów, ale zamiast tego patrzyła, "chłonąc surrealistyczną scenę".

Każdy dostał po trochu - powiedziała lokalnym dziennikarzom.

Było tam tak dużo ludzi, że to było po prostu szalone - powiedziała z kolei Anaya Toney.

Toney relacjonowała w "The Detroi News", że wszystkie auta na Gratiot Avenue zatrzymały się, niektóre na samym środku drogi, a kierowcy i pasażerowie pobiegli w kierunku spadających banknotów.

Knife powiedziała, że na miejsce przyjechała policja i zamknęła część Gratiot na około 30 minut.

Mimo szaleńczego wyścigu o gotówkę, nikomu nic się nie stało.

Nie było żadnej walki, nic z tych rzeczy. To było naprawdę piękne - wspomina Lisa Knife.

Zrzut pieniędzy był, jak się okazuje, ostatnią wolą właściciela pobliskiej myjni samochodowej Darrella Thomasa. Mężczyzna niedawno zmarł z powodu choroby Alzheimera, a jego pogrzeb odbył się w piątek.

"Detroit, możecie nie wiedzieć, kim był mój ojciec, ale był wspaniałym czowiekiem" - powiedział dziennikarzom FOX 2 jego syn. "W swojej społeczności był legendą, błogosławił wszystkich i to było jego ostatnie błogosławieństwo dla wszystkich. Niech żyje Plant (pod takim pseudonimem znany był zmarły)" - przekazał.

Zrzutowi pieniędzy, jak informują dziennikarze FOX2, którzy rozmawiali z rodziną Thomasa, towarzyszyła impreza uliczna, zorganizowana na cześć zmarłego. Wzięli w niej udział przedstawiciele kilku pokoleń rodziny.