​Prezydent USA nie chce konfliktu z burmistrzem Londynu Sadiqiem Khanem - powiedziała rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders, po tweetach Donalda Trumpa krytykujących Khana. Dodała, że media przywiązują zbyt dużą uwagę do wpisów Trumpa na Twitterze.

​Prezydent USA nie chce konfliktu z burmistrzem Londynu Sadiqiem Khanem - powiedziała rzeczniczka Białego Domu Sarah Sanders, po tweetach Donalda Trumpa krytykujących Khana. Dodała, że media przywiązują zbyt dużą uwagę do wpisów Trumpa na Twitterze.
Prezydent USA Donald Trump /MICHAEL REYNOLDS /PAP/EPA

Trump zaatakował Khana w poniedziałek już po raz drugi. W niedzielę prezydent zniekształcił jego wypowiedź, w której po sobotnim ataku terrorystycznym burmistrz zapowiedział: "Na ulicach dzisiaj będzie zwiększona liczba policjantów, w tym uzbrojonych i umundurowanych - nie ma jednak powodu, aby być tym zaniepokojonym".

W poniedziałek rano Trump skrytykował Khana, przypisując mu tym razem "żałosne wymówki" dotyczące niedzielnej wypowiedzi.

Burmistrz zareagował na tweety w poniedziałek, mówiąc podczas wywiadu dla BBC: "Niektórzy z nas karmią się konfliktami i podziałami. Nie pozwolimy, aby Donald Trump podzielił nasze wspólnoty".

Atakownie Khana "całkowicie bezzasadne"

Sanders powiedziała, że media mają obsesję na punkcie wczytywania się "w każdy szczegół komunikatów Trumpa na Twitterze". Uznała też, że zarzucanie prezydentowi, iż atakuje Khana, ponieważ jest on muzułmaninem, jest całkowicie bezzasadne.

Odniosła się także do innych porannych tweetów, w których prezydent skrytykował resort sprawiedliwości za poparcie "rozwodnionej, poprawnej politycznie wersji" dekretu imigracyjnego. Zaapelował też do ministerstwa o forsowanie "znacznie twardszej wersji" zakazu i dodał, że niezależnie od tego, jak nazwą to prawnicy, on chce nazywać swe rozporządzenie "zakazem podróży", co jest odniesieniem do przedwyborczych wypowiedzi Trumpa dotyczących niewpuszczania do USA muzułmanów.

Zdaniem wielu prawników, którzy skomentowali te tweety, mogą one utrudnić wdrożenie dekretu, odsłaniają bowiem prawdziwe intencje prezydenta, od których jego administracja usiłowała się odciąć po zablokowaniu pierwszej wersji tego rozporządzenia przez sądy niższej instancji. Sędziowie uznali, że niesie ono ryzyko dyskryminacji na tle religijnym, co jest niezgodne z konstytucją.

Sanders powiedziała, że Trump chce "posunąć się tak daleko, jak to możliwe", z ograniczaniem na mocy dekretu podróży do USA, "by chronić naród amerykański".

Chodzi o dekret, który jest zmodyfikowaną wersją rozporządzenia zakazującego wjazdu do USA obywatelom kilku krajów muzułmańskich. Jego zgodność z prawem ma teraz ocenić Sąd Najwyższy USA.


(łł)