Adwokaci Romana Polańskiego mogli sprowokować aresztowanie swego klienta - przypuszcza dziennik "Los Angeles Times". W lipcu pełnomocnicy reżysera wysłali pismo do sądu w Los Angeles, w którym oskarżali tamtejszą prokuraturę o bezczynność. Nakaz zatrzymania miał być odpowiedzią na te oskarżenia.

Jak z kolei donosi szwajcarska prasa zatrzymanie to skutek przecieku informacji ze szwajcarskiej policji. Możliwe, że Amerykanie znali numer lotu i godzinę przybycia Polańskiego dzięki uprzejmości jednego z funkcjonariuszy z Zurychu. Szwajcarskie ministerstwo sprawiedliwości nie potwierdza informacji o przecieku ale też jej nie zaprzecza.

Nasz korespondent Paweł Żuchowski usłyszał od rzeczniczki prokuratury w Los Angeles, że najlepszym rozwiązaniem dla Polańskiego byłoby pójście na współpracę z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Prokuratorzy sugerują, że reżyser nie powienien utrudniać procesu o ekstradycję. To niczego nie zmieni - mówią, a jedynie wydłuży całą sprawę.

Rozsądnie byłoby, gdyby chciał współpracować - podkreśla prokurator Sandi Gibonns. Ale jeśli wybierze kwestionowanie ekstradycji, zostanie przesłuchany przed sądem w Szwajcarii.

Ważną kwestią ekstradycji jest identyfikacja - zaznacza amerykańska prokurator. Jeśli sąd stwierdzi, że to ten Roman Polański, względem którego Stany Zjednoczone wydały nakaz ponad 30 lat temu i że opuscił kraj, aby uniknąć skazania, to sąd prawdopodobnie uzna, że jest winny. Zostanie odesłany z powrotem, czyli do USA - powiedziała.

Roman Polański został zatrzymany w sobotę w Zurychu przez szwajcarską policję na podstawie amerykańskiego nakazu aresztowania. Chodzi o sprawę sprzed ponad 30 lat - reżyser jest oskarżony o uwiedzenie w 1977 roku trzynastoletniej wówczas Samanthy Geimer. W Kalifornii seks z nieletnią jest automatycznie kwalifikowany jako gwałt. Przed zakończeniem procesu Polański uciekł do Francji. Od tamtej pory unikał wizyt w krajach, które mają umowy ekstradycyjne z USA.