Amerykanie przywykli już, że są bezpieczni i niemal uznali, że groźba ataku terrorystycznego należy do przeszłości - przyznaje amerykańska prasa w komentarzach po ataku w Bostonie. Gazety podkreślają, że sprawcami mogą być terroryści zarówno z kraju, jak i spoza USA.

"W tygodniach i miesiącach po atakach terrorystycznych z 2001 roku, każde ważne wydarzenie sportowe było powodem do niepokoju" - zaznacza "Washington Post". Jednak - dodaje - "z czasem lęk osłabł - aż do poniedziałku". Tego dnia w dwóch wybuchach na mecie maratonu w Bostonie zginęły według ostatnich danych co najmniej 3 osoby, a ponad 140 zostało rannych.

Atak, który nastąpił w samym środku słynnej imprezy publicznej, był ponurym przypomnieniem, że groźba terroryzmu nie jest czymś, co jest już za nami" - podkreśla "Boston Globe". Tragedia w Bostonie "wydarzyła się, kiedy prawie przestaliśmy wierzyć, że jest to możliwe. Doszliśmy do przekonania, że jesteśmy bezpieczni, że ataki terrorystyczne tego rodzaju są przeżytkiem przeszłości, kiedy byliśmy nieprzygotowani, czymś co nie przydarzy się więcej" - przyznaje bostoński dziennik.

Podkreśla, że wciąż jeszcze nie wiadomo, kim są sprawcy - czy to "Al-Kaida, czy rodzimy terrorysta jak Timothy McVeigh (sprawca zamachu w Oklahoma City w 1995 roku, w którym zginęło 168 osób).

Również "Washington Post" zaznacza, że ryzykowne byłoby wyciąganie wniosków, kto stoi za atakami, a w USA w przeszłości zamachy terrorystyczne były dziełem sprawców zarówno z zagranicy, jak i samej Ameryki.

Tak czy inaczej, był to jawny akt terroru" - konkluduje "Boston Globe". I zaznacza: "Faktem jest, że nie jesteśmy tak bezpieczni, jak myśleliśmy, czy mieliśmy nadzieję".

"NYT": Mimo aktu terroru za rok maraton znowu powróci do Bostonu

"Żaden akt terroru nie zniszczy tradycji maratonów, będącej częścią amerykańskiej historii; bez względu na to, jakie środki bezpieczeństwa są potrzebne, za rok maraton w Bostonie znowu się odbędzie" - pisze "New York Times" w komentarzu po wybuchach w Bostonie.

"Maraton to jedno z najbardziej jednoczących ludzi wydarzeń sportowych. Mieszkańcy miasta, którzy przychodzą, by dodawać otuchy tysiącom biegaczy tak naprawdę nie wiedzą, czy też nie dbają o to, kto wygrywa. Publiczność przychodzi, by uhonorować biegaczy z całego świata, tak jak w Bostonie od 1897 roku. Kraj, czy miejsce pochodzenia zawodników liczą się znacznie mniej niż ich wytrzymałość" - pisze w artykule redakcyjnym nowojorski dziennik.

"Zwykła radość z biegu na 26,2 mili (42 km) została zniszczona w poniedziałek. Ale maraton wróci za rok, bez względu na to, jakich potrzeba środków bezpieczeństwa, a tłum musi krzyczeć dwa razy głośniej. Żaden akt terroryzmu nie jest wystarczająco silny, by złamać tradycję, która należy do amerykańskiej historii" - zapewnia "NYT".