Ulemowie, czyli islamscy duchowni z całego kraju, nie zdecydowali o wydaniu Osamy bin Ladena Amerykanom. Zaapelowali tylko do saudyjskiego terrorysty, żeby dobrowolnie wyjechał z Afganistanu. Decyzja afgańskich duchownych pozwala im zachować twarz. Dają znak, że nie chcą wojny o Osamę bin Ladena, ale nie mogą go wydać bez dowodów winy naruszając święte prawo gościnności.

Gdyby jednak Afganistan został zaatakowany rozpocznie się dżihad-święta wojna. Na granicy afgańsko-pakistańskiej 15 tysięcy Talibów urządziło dzisiaj pokaz siły wymachując bronią i strzelając w powietrze. Przez Pakistan przetaczają się także demonstracje popierając Talibów. Płoną kukły prezydenta Busha i amerykańskie flagi. Fundamentaliści, którzy w Pakistanie uzyskują 10 procent poparcia w wyborach na jutro zapowiedzieli strajk i manifestacje w całym kraju. Waszyngton odrzucił decyzję ulemów. Rzecznik Białego Domu przypomniał, że USA bezwzględnie domagają się wydania Osamy bin Ladena.

Naszemu radiu udało się dotrzeć do wypowiedzi, jakiej udzielił terrorysta arabskiej telewizji Al-Dżazira. Wygląda na to, że bin Laden nie zamierza się poddać bez walki: "Naszym celem jest wyzwolenie wszystkich krajów islamskich od Amerykanów. W tym celu możemy użyć wszystkich rodzajów broni. Skoro Izrael ma na przykład broń nuklearną, więc dlaczego my nie mielibyśmy skorzystać z tego rodzaju broni. Jeśli bin Laden opuściłby Afganistan, musiałby stanąć przed międzynarodowym sądem. Terrorysta twierdzi, że jest do tego gotów, ale sąd musiałby być obiektywny: "Jestem gotów w każdej chwili by mnie osądzono, pod warunkiem że sprawiedliwość będzie po obu stronach, a nie tylko po amerykańskiej" - mówił Osama bin Laden. Teraz jednak pewniejszy wydaje się atak zbrojny Stanów Zjednoczonych na Afganistan niż osądzenie terrorysty.

foto Archiwum RMF

22:15