Prokuratorzy prowadzący śledztwo w sprawie posła Przemysława Wiplera jeszcze raz przesłuchają większość świadków. Powodem są rozbieżności między zeznaniami a nagraniami z monitoringu przy ulicy Mazowieckiej 12 w Warszawie.

Interweniujący policjanci mieli zeznać na samym początku, że w trakcie szamotaniny przed klubem "Enklawa" Przemysław Wipler wyrwał się i ruszył w kierunku ulicy Świętokrzyskiej, nie reagując na wezwania. Monitoring tego nie potwierdza.

Rozbieżności jest ponoć jeszcze kilka - ustalił reporter RMF FM Roman Osica. Jednak nieoficjalnie wiadomo, że nie wpływają one w znaczny sposób na obraz sytuacji, który wydaje się potwierdzać wersję policjantów o agresji posła. Do końca miesiąca ma być gotowy opis filmu z monitoringu. Wtedy świadkowie - w tym policjanci - zostaną wezwani jeszcze  raz. Chodzi o to, by by mogli oglądając taśmę, skonfrontować z obrazem swoje wcześniejsze zeznania. Wygląda więc na to, że decyzja o tym, jak zakończyć sprawę posła Wiplera znów się oddala.

Trzeba powołać kolejnego biegłego

Prokuratura rozważa powołanie biegłego antropologa do sprawy posła Wiplera - ustalił  reporter RMF FM Roman Osica. 

Kolejny biegły jest potrzebny, ponieważ monitoring z miejsca zdarzenia jest bardzo złej jakości. Antropolog może pomóc zidentyfikować posła Wiplera na nagraniach.

Na razie nie ma decyzji ws. powołania antropologa - powiedział rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Przemysław Nowak.

Problem jednak polega na tym, że nagrania są niewyraźne bo przeszkadzają światła przejeżdżających ulicą Mazowiecką samochodów. Musimy mieć stuprocentową pewność, że posiadamy pełny materiał - powiedział jeden z prokuratorów. W przyszłym tygodniu ma być gotowa opinia biegłego fonoskopa, który przygotowuje stenogram rozmów przed izbą wytrzeźwień. Później szykują się ponowne przesłuchania świadków. 

Bójka w centrum miasta

W październiku ubiegłego roku miało dojść do bójki posła Wiplera z policjantami. Obie strony podają sprzeczne wyjaśnienia w tej sprawie.

Wipler odpiera zarzuty, jakoby zaatakował policjantów. Zaraz po zdarzeniach, które rozegrały się na ulicy Mazowieckiej tłumaczył, że w klubie, przed którym doszło do szamotaniny, świętował z przyjaciółmi ciążę żony. Twierdził, że to nie on zaatakował policjantów, tylko oni jego. Poseł stwierdził, że został pobity. Przyznał również, że badanie alkomatem, któremu poddał się w szpitalu wykazało 1,4 promila alkoholu w jego krwi, co - według niego - wskazuje na wypicie jednej butelki wina.

(jad)