Ponad dwa miliony złotych kosztowały już nas wszystkich biura poselskie ludzi, których wybraliśmy do parlamentu. Pieniądze wyszły z kasy, ale jak się okazuje wielu posłów formalnie nie ma miejsc, gdzie powinni być dostępni dla wyborców.

Na papierze biura mają prawie wszyscy posłowie. Jedynie Zyta Gilowska dwa miesiące od wyborów ciągle nie ma swojego poselskiego urzędu. Nawet Kancelaria Sejmu dysponuje tylko sejmowym mailem pani poseł i wysyła jej przypomnienia, że jego otwarcie to poselski obowiązek.

Kilku posłów otworzyło już swoje urzędy, ale na pewno nie po to, aby kontaktować się ze swoimi wyborcami. Biuro posła jest dla wyborców, żeby łatwiejszy kontakt mieli z posłami - mówi Jarosław Szczepański z Kancelarii Sejmu. To jedna tylko teoria.

Antoni Macierewicz zdobył mandat z Piotrkowa Trybunalskiego, a biuro założył w Warszawie. Na wycieczkę do stolicy swoich płockich wyborców z kolei zaprasza Julia Pitera. Kilkunastu posłów podało adresy biur, ale zapomnieli już o numerach telefonów. Na działalność biura od Nowego Roku posłowie dostają dwa i pół tysiąca więcej, czyli blisko 13 tysięcy.