Robert Bąkiewicz zapowiedział, że stawi się w prokuraturze 18 sierpnia. Działacz środowisk narodowych ma usłyszeć zarzut znieważenia mundurowych na polsko-niemieckiej granicy. Dziś natomiast odbyła się inna rozprawa dotycząca mężczyzny. Aktywistka Andżelika Domańska zarzuca mu naruszenie nietykalności osobistej.

Robert Bąkiewicz wezwany do prokuratury 18 sierpnia

Bąkiewicz przekazał w piątek w Warszawie dziennikarzom, że zgłosił prokuratorowi referentowi, że pojawi się na wezwanie, dodając, że w tej chwili ustalony termin to 18 sierpnia.

Ma usłyszeć zarzut w śledztwie w sprawie incydentu na słubickim moście granicznym z 29 czerwca. Działacz miał znieważyć czterech funkcjonariuszy straży granicznej i Żandarmerii Wojskowej podczas i w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych. Grozi za to kara grzywny, ograniczenia wolności albo do roku pozbawienia wolności.

Śledztwo prowadzi Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wlkp., a tę jednostkę nadzoruje Prokuratura Regionalna w Szczecinie. Pod koniec lipca szczecińska prokurator regionalna Jadwiga Kułakowska-Gorczyńska poleciła postawić Bąkiewiczowi zarzut.

Gorzowski prokurator wyznaczony do postawienia zarzutu chciał, by wyłączyć go od wykonania tej czynności, wskazując m.in., że jego zdaniem materiał dowodowy wymaga uzupełnienia. W środę prokurator krajowy Dariusz Korneluk nie uwzględnił tego wniosku.

Zdaniem Bąkiewicza decyzja szczecińskiej prokuratury jest "polityczna" i nie ma "żadnych podstaw w faktach".

Działacz środowisk narodowych na granicy polsko-niemieckiej pojawiał się w ramach tzw. patroli obywatelskich, deklarujących "obronę Polski przed masową migracją i zagrożeniami z nią związanymi".

Zarzuty o naruszenie nietykalności. Sprawa z października 2020 roku

W piątek w Warszawie odbyła się z kolei rozprawa, w której Robert Bąkiewicz jest oskarżony o naruszenie nietykalności osobistej aktywistki Andżeliki Domańskiej. 49-latek miał ją zepchnąć ze schodów kościoła.

Wydarzenie miało mieć miejsce 25 października 2020 r., w czasie tzw. Ogólnopolskich Strajków Kobiet.

Tego dnia w stołecznym kościele św. Krzyża, a następnie przed nim znajdowała się też Domańska - była aktywistka Strajku Kobiet. Według jej relacji, były przewodniczący Stowarzyszenia Marsz Niepodległości miał ją popchnąć ze schodów, przez co kobieta upadła, uderzyła się i straciła przytomność.

Początkowo prokuratura umorzyła sprawę, ale aktywistka wniosła prywatny akt oskarżenia. Proces ruszył we wrześniu ubiegłego roku, a w piątek zeznawała poszkodowana.

Opisała, że uczestnicząc we mszy świętej, została wyprowadzona z kościoła po tym, jak, widząc kręcących się w środku mężczyzn, krzyknęła: "Ten kościół jest mój". Doprecyzowała, że krzyknęła, ponieważ chciała zwrócić uwagę mężczyzn, którzy kręcili się w kościele, a w tym czasie młode dziewczyny składały kartki z jakimiś hasłami pod ołtarzem. Między ławkami kręciła się grupa panów. Pilnowali porządku. Przed samą mszą wyprosili kilka osób. (...) Krzyknęłam, bo chciałam, żeby te dziewczyny mogły uciec. Panowie rzucili się na mnie i wyprowadzili na zewnątrz - zeznała kobieta.

Robert Bąkiewicz w sądzie stwierdził, że zachowanie Domańskiej było niestandardowe i miało charakter manifestacji, a nie udziału w mszy.

Kolejna rozprawa odbędzie się 2 września.