Tuż po pojawieniu się pierwszych egzemplarzy głośnej i kontrowersyjnej książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, były prezydent i szef IPN Janusz Kurtyka byli gośćmi konferencji poświęconej tworzeniu muzeum komunizmu. Ale do spotkania twarzą w twarz nie doszło - obaj panowie skutecznie się unikali.

Dla obu jednak to udawanie łatwe nie było. Panowie zasiąść mieli w tym samym, pierwszym rzędzie a oddzielać ich miały zaledwie dwie osoby. Wałęsa przyszedł pierwszy, usiadł i czekał. Zanim jednak doczekał się Kurtyki, konferencja została uroczyście rozpoczęta. Prezes IPN, który spóźnił się chyba nieprzypadkowo, wszedł po angielsku i nie witając się z nikim zasiadł na wyznaczonym fotelu.

Kiedy Wałęsa przemawiał, omijał Kurtykę wzrokiem. Gdy skończył i rozpoczęła się przerwa, szef IPN szybko wyszedł z sali, a w tym czasie były prezydent groził mu procesem: Szukam mecenasów, którzy mogliby powalczyć, bo ja nie mam czasu. Ta sprawa jest przegrana, bo nie ma żadnego mojego podpisu na żadnym dokumencie. To nie moje dokumenty, to bezpieki:

Kiedy Wałęsa z konferencji wyszedł, Kurtyka po kilkunastu minutach na nią wrócił. Zabawa w ciuciubabkę zakończyła się więc zwycięstwem i to obu stron.