Prokuratura Okręgowa w Częstochowie umorzyła śledztwo w sprawie katastrofy lotniczej, do której doszło 6 lat temu w Topolowie koło Częstochowy. Zginęło wówczas 11 osób.

5 lipca 2014 roku z lotniska Rudniki koło Częstochowy wystartował samolot Pipper Navajo. Po kilku minutach lotu runął na ziemię w Topolowie i stanął w płomieniach. Na pokładzie znajdowało się 11 skoczków spadochronowych i pilot. Przeżył tylko jeden z instruktorów. Mężczyzna został odciągnięty od palącego się wraku samolotu przez mieszkańca Topolowa oraz dwóch mężczyzn przebywających tam na urlopie. W ciężkim stanie został przetransportowany do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie.

Samolot należał do szkoły spadochronowej "Omega" z siedzibą w woj. podkarpackim. Właściciel Rafał G. prowadził szkolenia spadochronowe, wynajmował teren i hangar na lotnisku Rudniki. Mężczyzna był jedną z 11 ofiar katastrofy. 

Dlaczego umorzono śledztwo?

Śledczy ustalili, że bezpośrednią jej przyczyną było uszkodzenie sprzęgła prawego silnika, skutkujące brakiem przekazywania napędu od silnika do śmigła. "Spowodowało to pogorszenie właściwości aerodynamicznych samolotu i jego upadek w locie niesterowanym. Zaznaczyć również należy, że użytkowanie samolotu odbywało się bez ważnego Świadectwa Zdatności do Lotu" - poinformowała Prokuratura Okręgowa w Częstochowie.

Do katastrofy przyczyniły się także inne czynniki m.in. niewłaściwa obsługa techniczna samolotu, stosowanie paliwa samochodowego, niewłaściwe posadowienie pasażerów, intensywne eksploatowanie maszyny (częste starty i lądowania) oraz wysoka temperatura powietrza (ok. 30 stopni C).

Biegły do spraw lotnictwa stwierdził, że za nieumyślne spowodowanie katastrofy odpowiedzialne są dwie osoby: właściciel szkoły spadochronowej Rafał G., który dopuścił się zaniedbań w konserwacji i eksploatacji samolotu oraz pilot, który popełnił błędy z powodu braku doświadczenia. Obaj mężczyźni zginęli i dlatego prokurator umorzył śledztwo. Postanowienie jest nieprawomocne.


Opracowanie: