"Słup dymu z palącego się samolotu było widać z daleka" - mówił pan Maciej, który przejeżdżał w pobliżu miejsca wypadku w Topolowie koło Częstochowy. Około godz. 16.30 robił się tam samolot ze skoczkami spadochronowymi na pokładzie. Zginęło 11 osób; jedną udało się uratować.

Karetki pogotowia, ratownicy - wszyscy zajmowali się tą jedną osobą, która przeżyła - mówił nasz słuchacz. Jak dowiedziała się reporterka RMF FM Anna Kropaczek, mężczyźnie, który przeżył, pomogli okoliczni mieszkańcy. Wyciągnęli 40-latka z wraku. Samolot spadł ok. 200 metrów od zabudowań i zapalił się.

Mężczyzna został przetransportowany do szpitala w Częstochowie w stanie ciężkim, ale stabilnym. Według nieoficjalnych informacji, ratownicy mieli kontakt z rannym mężczyzną.

Maszyna piper navajo rozbiła się niedaleko miejscowości Topolów koło Częstochowy. Wiadomo, że zginęło 11 osób. Samolotem leciało najprawdopodobniej 11 skoczków i pilot.

Na razie nie wiadomo co mogło być przyczyną wypadku. Na miejsce jadą eksperci z Komisji Badania Wypadków Lotniczych.