Jak podają media za Oceanem, administracja prezydenta George'a W. Busha rozgląda się za sojusznikami w ewentualnym starciu z Saddamem Husajnem. Amerykańskie ambasady w 50 krajach mają się zorientować, czy mogą liczyć na wsparcie poszczególnych państw. Pisze o tym między innymi dziennik „Los Angeles Times”.

Amerykanom chodzi głównie o pomoc wojskową, ale raczej o politycznym znaczeniu. Biały Dom chce uzyskać deklaracje możliwego wsparcia operacji w Iraku, jeśli Stany Zjednoczone uznają, że Saddam Husajn nie wypełnia postanowień ostatniej rezolucji Narodów Zjednoczonych. Wsparcie mogłoby polegać na skierowaniu oddziałów zbrojnych, sprzętu, zaopatrzenia, udostępnieniu własnych baz wojskowych lub przestrzeni powietrznej.

Zdaniem amerykańskiej prasy, skierowanie takich pytań pokazuje, jak poważnie administracja traktuje swe zapowiedzi, że jeśli będzie to konieczne, to rozbroi Irak siłą. Te działania mają też wywrzeć na Husajnie wrażenie, że groźby pod jego adresem są realne.

Kolejnym dowodem jest oświadczenie Pentagonu, że tysiące rezerwistów mogą być powołane do służby czynnej natychmiast, bez zwyczajowego uprzedzenia na 30 dni wcześniej.

Prezydent Bush podkreśla w Europie, że liczy na pokojowe rozbrojenie Iraku. Nie ma jednak wątpliwości, że uczyni to, co konieczne, by być przygotowanym do działania, jeśli uzna, że bez siły wojskowej się nie obejdzie.

21:15