Lepsza jest rozmowa, nawet jeśli argumenty będą ostre, niż wyłącznie krzyczenie na siebie. Nikt nie ma monopolu na rację - zaapelował premier Donald Tusk podczas debaty ze stoczniowcami. Udział w dyskusji wzięli jedynie przedstawiciele dwóch mniejszych związków zawodowych Stoczni Gdańskiej. "Solidarność" i OPZZ zbojkotowały spotkanie na dziedzińcu Politechniki Gdańskiej.

Komisja Europejska ma wątpliwości do tej części planu restrukturyzacji Stoczni Gdańsk, która dotyczy finansowania produkcji wież wiatrowych - stwierdził podczas debaty ze związkowcami Donald Tusk. Komisja Europejska ma jeszcze jakieś wątpliwości, chociaż one maleją. Dotyczą możliwości zdobycia finansowania lub kredytów przez ukraińskiego inwestora (ISD) na produkcję wież wiatrowych. Co do finansowania produkcji stricte stoczniowej - dzisiaj wątpliwości Komisja Europejska praktycznie nie ma - podkreślił szef rządu. Ocenił również, że kluczowy element negocjacji z Brukselą w sprawie planu restrukturyzacji Stoczni Gdańsk został załatwiony pozytywnie.

Premier przypomniał także, że w planie inwestor zaproponował, iż zatrudnienie w stoczni będzie utrzymane na poziomie nie mniejszym niż 1900 osób przy przerobie stali około 22 tysięcy ton rocznie. Obecnie zakład zatrudnia około 2,3 tysiąca pracowników.

Szef rządu podkreślił również, że wciąż ma nadzieję na debatę o stoczniach w większym gronie. Spodziewam się twardej dyskusji. Nie limitowałem ani czasu, ani ilości zaproszeń, ani ilości miejsc - zaznaczał tuż po przyjeździe do budynku Politechniki Gdańskiej:

Wyjaśnień Donalda Tuska nie zaakceptowali związkowcy z "Solidarności" i OPZZ, którzy debatę premiera z przedstawicielami "Okrętowca" i Związku Zawodowego Inżynierów i Techników obserwowali na telebimie. Związkowcy zarzucili szefowi rządu posługiwanie się nieprawdziwymi informacjami. Przewodniczący "Solidarności" Stoczni Gdańskiej stwierdził, że pomoc publiczna dla zakładu była w rzeczywistości znacznie niższa, niż - jak twierdził premier - 600-700 milionów złotych. Karol Guzikiewicz powołał się na raport Najwyższej Izby Kontroli.

Przedstawiciele największych związków zawodowych gdańskiej stoczni zbojkotowali spotkanie z Donaldem Tuskiem, zaplanowane w budynku politechniki, bowiem oburzyło ich zaproszenie do dyskusji dwóch mniejszych związków zawodowych. Później "Solidarność" i OPZZ zaproponowały jeszcze spotkanie przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej. Premier się jednak nie zjawił, a debata zgodnie z planem odbyła się na dziedzińcu Politechniki Gdańskiej.

My nie tchórzymy przed debatą. Już szykujemy na dyskusję twarde, stoczniowe krzesła - podkreślał po południu wiceszef stoczniowej "Solidarności" Karol Guzikiewicz po tym, jak związkowcy wystosowali do premiera zaproszenie na spotkanie przed gdańską stocznią. Wcześniej oburzali się, że rząd usiłuje manipulować nimi i opinią opubliczną, zapraszając do debaty również dwa mniejsze związki zawodowe. To nie jest nasza przegrana, to jest przegrana rządu, który próbował manipulować stoczniowcami, manipulować opinią publiczną. Konia trojańskiego nam nie wprowadzi rząd na debatę - bo to był koń trojański - przekonywał Guzikiewicz:

Pan premier Tusk wziął sobie na debatę przybudówki, które już wczoraj powiedziały wyraźnie, że nie będą atakowały premiera - dodawał natomiast przewodniczący "Solidarności" w gdańskiej stoczni Roman Gałęzewski:

Rzecznik rządu Paweł Graś od początku zaznaczał natomiast, że debata z udziałem jedynie dwóch mniejszych związków zawodowych Stoczni Gdańskiej ma sens. Trudno nam pojąć i trudno nam uwierzyć, że prawdziwym powodem rezygnacji z debaty, którą zapowiedziała "Solidarność", jest fakt, że w niej mieli zasiąść obok nich koledzy ze stoczni - podkreślał również Paweł Graś. Przekonywał, że proporcje podczas debaty miały być zachowane. Proponowaliśmy trzy miejsca największemu, dwa drugiemu co do wielkości OPZZ-owi i po jednym dla dwóch pozostałych związków - wyjaśnił:

Losy spotkania i tego, kto ewentualnie miałby wziąć w nim udział, ważyły się niemal do ostatniej chwili. Stoczniowa "Solidarność" stawiała bowiem warunki: tylko my i OPZZ. Wcześniej udziału w debacie odmówili stoczniowcy z Gdyni. To spektakl polityczny, debata nie jest miejscem załatwiania takich sporów. Gryzie nas dym z gdańskich opon - komentował Marek Lewandowski z "Solidarności" Stoczni Gdynia.