16 Palestyńczyków zginęło w akcji odwetowej izraelskiej armii po wczorajszym ataku bojówkarzy na posterunek koło Ramallah. Z rąk zamachowców zginęło 6 żołnierzy. Atak doprowadził do eskalacji walk: tereny Autonomii Palestyńskiej są ostrzeliwane przez Izraelczyków z lądu, wody i z powietrza. Premier Izraela zatwierdził plan rozszerzenia operacji przeciwko terrorystom.

Armia izraelska kontynuuje rozpoczętą w nocy operację odwetową ze śmierć żołnierzy. Śmigłowce szturmowe Apache ostrzelały rakietami obóz dla uchodźców Al-Mergazi w środkowej części Strefy Gazy. Jednocześnie do obozu wjechały czołgi. Na razie nie wiadomo, czy atak spowodował jakieś ofiary w ludziach. Walki trwają w rejonie Nablusu. Izraelczycy zajęli kilka budynków na obrzeżach obozów dla uchodźców, przygotowując się do rozszerzenia akcji w tym rejonie. Media izraelskie spekulują, że jeśli armia wkroczy na tereny Autonomii, to operacja potrwa dłużej niż zwykle.

Prawdopodobnie nad tym debatował dziś w Jerozolimie gabinet bezpieczeństwa rządu Ariela Szarona. Wszystko wskazuje też na to, że Izrael zacznie teraz bezpośrednio zwalczać bojówki organizacji al-Fatah, które przyznały się do wczorajszego ataku pod Ramallah. Armia wprowadziła też nowe restrykcje wobec Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu: obowiązuje ich zakaz poruszania się pomiędzy miastami czy osiedlami. Dotyczy głównie Ramallah, Kalikilja, Nablus, Dżenin i Tulkarem, osiedli na ich obrzeżach oraz sieci dróg, łączących te miasta. Palestyńczycy będą mogli tu poruszać się po uzyskaniu zezwoleń, wydawanych jedynie "w przypadkach losowych".

Lider Autonomii Palestyńskiej także zaostrza swoje stanowisko. Jaser Arafat powiedział on, że jego naród nie ulegnie agresorom i pewnego dnia Palestyńczycy zatkną swoją flagę na murach Jerozolimy

foto RMF

16:00