W szpitalu w Gdańsku zmarł 57-letni sprawca strzelaniny sprzed dwóch tygodni w Pruszczu Gdańskim. Mężczyzna - w obecności policjantów - oddał kilkanaście strzałów. Zranił 52-latka, zabił jego syna, a na koniec strzelił sobie w głowę.

Prokuratura umorzy śledztwo ws. strzelaniny. Jak poinformowała szefowa Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim Teresa Rutkowska-Szmydyńska, nie wiadomo jeszcze, kiedy formalnie dojdzie do umorzenia postępowania. Prokuratorzy czekają bowiem na wyniki sekcji zwłok oraz innych zleconych badań, w tym np. balistycznych: bez nich nie można zamknąć postępowania.

Rutkowska-Szmydyńska wyjaśniła, że ze śledztwa dotyczącego zabójstwa wyłączony został wątek związany z targnięciem się na życie przez sprawcę strzelaniny. Prokurator dodała, że w takich sytuacjach przepisy nakazują śledczym odrębne dokładne wyjaśnienie okoliczności samobójczej śmierci.

Najprawdopodobniej powodem były pieniądze

Za najbardziej prawdopodobną przyczynę tragedii prokuratura uznaje nieporozumienia na tle biznesowym.

W nocy 19 listopada Andrzej R. - 59-letni napastnik - umówił się z 53-letnim Andrzejem S. i jego synem Michaelem przed magazynem, który od nich wynajmował. Mieli rozmawiać o wspólnych interesach. Między mężczyznami doszło do kłótni. Napastnik zatarasował dwoma samochodami wyjazd z posesji. Andrzej S. i jego syn nie mogli wyjechać. Dlatego wezwali na miejsce policję. To nie była łatwa interwencja. Początkowo było nerwowo, niemniej jednak w trakcie rozmowy z policjantami sytuacja się uspokoiła. Nie wiemy, dlaczego ten mężczyzna nagle wyjął broń i zaczął strzelać. Tutaj rzeczywiście tych kilka sekund zadecydowało o tym, że mężczyzna zabił jednego ze zgłaszających i postrzelił sam siebie. Tego nie można było się spodziewać. Ostrzał trwał kilka sekund. Policjanci po całym zajściu robili co mogli, aby uratować życie tym mężczyznom - mówił Maciej Stęplewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku

Wiadomo, że Andrzej R. posiadał pozwolenie na broń. Użył 14-strzałowego pistoletu. Strzelał tylko w kierunku Andrzeja i Michaela S. Wyczerpał cały magazynek. Ostatnią kulę zostawił dla siebie. Śledczy przyznają, że do kłótni doszło z powodu pieniędzy.

Zarówno syn, jak i ojciec byli znani wcześniej prokuraturze. Śledczy prowadzili przeciw nim kilka spraw o charakterze gospodarczym, po zawiadomieniach kierowanych przez osoby współpracujące z Andrzejem S. Prokuratorzy stawiali zarzuty, kierowali do sądu akty oskarżenia. Nieoficjalnie mówią o tym, że strzelanina to atak desperata, który nie mógł porozumieć się w interesach ze swoimi ofiarami. 

(mpw)