Zdaniem prawników wspierających organizacje prozwierzęce, pismo które główny inspektor weterynarii dr Bogdan Konopka rozesłał wczoraj do siedmiu stowarzyszeń i fundacji, to wyłącznie opinia. Nie można więc nazywać jej ostateczną decyzją w sprawie zabicia tzw. wolnych krów.

Chodzi o stado około 170 sztuk bydła, które przez lata żyło wolno na łąkach w okolicach Ciecierzyc, niedaleko Gorzowa Wlkp. w Lubuskiem. Decyzją lokalnych służb zwierzęta mają zostać uśmiercone, bo mogą stanowić zagrożenie epidemiologiczne. Co ciekawe, nikt ich wcześniej nie przebadał. Do prokuratora generalnego trafił dziś wniosek o kasację wcześniejszego wyroku w tej sprawie.

Pismo Głównego Inspektora Weterynarii to odpowiedź na postulaty, jakie przedstawiciele organizacji prozwierzęcych skierowali do niego na spotkaniu w Warszawie 13 maja. Prosili o to, by najpierw przebadać zwierzęta, odstąpić od decyzji o ich zabiciu i umożliwić organizacjom transport krów do miejsc, w których ktoś się nimi zaopiekuje. Główny lekarz weterynarii postawił im wtedy kilka warunków.

Po pierwsze zażądał, by stado było przeniesione do miejsca gwarantującego brak możliwości kontaktu z innymi stadami bydła. Ponadto nowe miejsce miało się znajdować na terenie województwa lubuskiego. Społecznicy znaleźli je na terenie powiatu międzyrzeckiego, ale GIW twierdzi, że do powiatowego lekarza weterynarii w Międzyrzeczu wpłynął pisemny protest w tej sprawie, podpisany przez 32 osoby, które nie zgadzały się na wprowadzenie bydła na swój teren.

Inspekcja powołuje się też na oświadczenie hodowcy, który deklarował przyjęcie bydła, ale jedynie po uprzedniej pełnej identyfikacji stada i zakolczykowaniu oraz wydaniu tzw. paszportów zwierzętom. Powyższe warunki nie są możliwe do spełnienia z uwagi na fakt, iż nie jest możliwe wydanie paszportów ww. zwierzętom, zaś przeprowadzenie badań będzie procesem długotrwałym(...) Należy pamiętać, że zwierzęta nie mogą pozostać w miejscu, w którym obecnie są zgromadzone do czasu zakończenia badań - czytamy w piśmie.

GIW w swoim oficjalnym stanowisku porusza też kwestię własności stada. Formalnie właścicielem bydła nadal pozostaje jeden z dwóch braci z Cicierzyc - Paweł Skorupa. Nie została bowiem przeprowadzona skuteczna procedura odebrania zwierząt, np. w drodze wydania stosownej decyzji przez Wójta gminy Deszczno, na podstawie art. 7 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 roku o ochronie zwierząt w wyroku skazującym z tytułu popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami - pisze dr Bogdan Konopka, który dodaje, że z powyższych względów instytucje samorządowe czy państwowe nie mogą w żaden sposób dysponować zwierzętami z pominięciem ich właściciela.

"Wzywamy GIW do współpracy! Jeszcze nie wszystko stracone"

Postanowiłam złożyć wniosek do prokuratora generalnego o wwiedzenie kasacji w sprawie karnej - mówi mec. Karolina Kuszlewicz, reprezentująca organizacje prozwierzęce. Nawiązując tym samym do braku orzeczenia w przepadku stada bydła. Sąd go nie orzekł, mimo że skazał właścicieli stada za znęcanie się nad zwierzętami. Gdyby tak się stało - sytuacja własnościowa byłaby dziś jasna, a co za tym idzie - łatwiej byłoby podjąć konkretne decyzje co do ewentualnego przebadania czy rozdysponowania zwierząt do miejsc "azylowania".

Oprócz tego kierujemy mnóstwo wniosków do organów administracyjnych w tej sprawie. Służby mają obowiązek je rozpatrzyć i dać nam odpowiedź, z którą jeśli nie będziemy się zgadzać - możemy odwołać się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Na razie nie mamy żadnych odpowiedzi, ale nie wyobrażam sobie żeby w państwie prawa, w XXI wieku takie wnioski nie były rozpatrywane, a na czas ich rozpatrywania - wykonanie decyzji wstrzymane. Tym bardziej, że mamy tu do czynienia z decyzją, której skutki będą już po prostu nieodwracalne - tłumaczy mec. Karolina Kuszlewicz, której zdaniem pismo rozesłane do organizacji pro-zwierzęcych przez GIW, można traktować wyłącznie jako opinię, a nie ostateczną decyzję.

W tym przypadku nie może ziścić się przepis rozporządzenia unijnego nakazujący zabicie zwierząt, w którym mowa o zachodzącym ryzyku niebezpieczeństwa skażenia żywności, a zatem w momencie kiedy mówimy o hodowli konsumpcyjnej - dodaje mec. Kuszlewicz.

Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić, miejscowe służby mimo wszystko próbują przygotować akcję wywozu zwierząt. Próbowaliśmy zapytać o szczegóły powiatową lekarz weterynarii z Gorzowa Wielkopolskiego Edytę Siwicką, ale przez cały dzień nie odbierała dziś telefonu. Ze źródeł zbliżonych do Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego wiemy, że w najbliższy czwartek służby planowały rozpoznanie sytuacji na miejscu, a w piątek transport stada do rzeźni. Miejscowa policja dostała dziś polecenie, by stawić się na spotkaniu w sprawie ochrony wywozu bydła. Na miejscu miało się stawić około 80 funkcjonariuszy. Ostatecznie jednak do spotkania organizacyjnego w tej sprawie dziś nie doszło. 

Opracowanie: