Izba wyższa parlamentu opowiedziała się za przyjęciem Traktatu Lizbońskiego. Wymagana większość, by ustawa przeszła, wynosiła 65 głosów. Za ratyfikacją zagłosowało o dziewięciu więcej. Teraz potrzebny jest jeszcze podpis prezydenta. Czy Lech Kaczyński może stawiać jakieś przeszkody? Zdaniem konstytucjonalisty Piotra Winczorka prezydent ma niewielkie pole manewru.

W sprawie ustawy ratyfikacyjnej konstytucja dla prezydenta przewiduje dokładnie te same trzy wyjścia co dla innych ustaw: podpisanie, skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego lub weto.

Pytanie jednak trybunału o zdanie w sprawie ustawy mającej dwa artykuły wydaje się niezbyt rozsądne. Wetowanie tym bardziej, skoro sam prezydent mówił wczoraj, że podpisze ją z najwyższą przyjemnością. Zostaje więc tylko podpis i to złożony w ciągu 21 dni – jak pod innymi ustawami.

Wczorajsze stwierdzenie Lecha Kaczyńskiego, że ratyfikuje dopiero wtedy, kiedy wejdzie w życie tzw. ustawa kompetencyjna, która jest dopiero przygotowywana przez ekspertów, po prostu nie mieści się w granicach prawa konstytucyjnego. Według profesora Piotra Winczorka, prezydent nie może zwlekać z ratyfikowaniem traktatu, w każdym razie nie dłużej niż 21 dni, a do tego czasu jego warunek nie ma szansy się spełnić.

Do przyjęcia ustawy przez Senat przekonywał premier Donald Tusk. Na posiedzenie był również zaproszony prezydent Lech Kaczyński, jednak z powodu wyjazdu na szczyt NATO do Bukaresztu do Izby Wyższej nie przybył.