Młodszy chorąży Tadeusz Pęcek - jeden z saperów ciężko rannych w październikowym wybuchu w lesie koło Kuźni Raciborskiej - opuścił szpital o własnych siłach. Pęcek oświadczył, że czuje się dobrze i chce jak najszybciej wrócić do służby.

Młodszy chorąży Tadeusz Pęcek - jeden z saperów ciężko rannych w październikowym wybuchu w lesie koło Kuźni Raciborskiej - opuścił szpital o własnych siłach. Pęcek oświadczył, że czuje się dobrze i chce jak najszybciej wrócić do służby.
Młodszy chorąży Tadeusz Pęcek planuje szybki powrót do służby /Hanna Bardo /PAP

W wyniku eksplozji 8 października na miejscu zginęło dwóch saperów, a trzeci zmarł później w szpitalu. Jak poinformowali podczas konferencji prasowej w Sosnowcu lekarze z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary, pan Tadeusz trafił do tej placówki w bardzo ciężkim stanie i przez pierwsze dwa tygodnie poważnie obawiano się o jego życie.


Był u nas leczony, w bezpośrednim zagrożeniu życia. Bardzo baliśmy się o przeżycie pacjenta w dniu przyjęcia, również w trakcie hospitalizacji. Dziś wypisujemy go ze szpitala w stanie ogólnym dobrym, mamy wobec niego jeszcze dalsze plany rehabilitacyjne, ale święta Bożego Narodzenia spędzi w domu, co jest dla nas źródłem ogromnej radości - powiedziała dyrektor szpitala dr Alicja Cegłowska, podkreślając, że nikt z pracowników szpitala nie żałował sił i czasu na opiekę nad pacjentem.

Dużo szczęścia i niewiarygodne zaangażowanie całego zespołu i dyrekcji. Praca, którą wykonujemy, jest interdyscyplinarna. Nie ma sukcesów jednoosobowych - dodał kierujący oddziałem anestezjologii i intensywnej terapii dr hab. Lech Krawczyk. Jak mówił, najtrudniejsze były pierwsze dwa tygodnie, kiedy lekarze walczyli o ustabilizowanie czynności narządów rannego chorążego, utrzymywanego wówczas w stanie śpiączki farmakologicznej.

Saper planuje powrót do służby

Czuję się bardzo dobrze. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Coraz lepiej słyszę, psychicznie nie ma żadnego problemu. Chciałbym jak najszybciej wrócić do pracy. Jestem żołnierzem i będę żołnierzem. To dla mnie zaszczyt i nie chciałbym służyć w żadnym innym batalionie. Niejedno widziałem, niejedno przeżyłem, byłem np. na misji w Bośni - oświadczył chorąży Pęcek.

Lekarze szacują, że pełny powrót do zdrowia zajmie mu kilka miesięcy, ale nie wykluczają, że nie będzie odczuwał wcale skutków wypadku. O sukcesie leczenia 45-letniego sapera przesądziły - ich zdaniem - zarówno bardzo dobra, kompleksowa i wielospecjalistyczna opieka w sosnowieckim szpitalu, jak i tężyzna fizyczna samego pacjenta. Zdaniem Lecha Krawczyka, bardzo cenne jest też pozytywne nastawienie pacjenta.

Chorąży Pęcek żartował podczas konferencji, że jego szybki powrót do zdrowia to też zasługa dowódcy, mobilizującego zawsze żołnierzy do ćwiczeń fizycznych. Jak mówił, jego obecny stan nie powoduje żadnych znaczących ograniczeń - trochę gorzej słyszy, ale ma to ulec poprawie, przez najbliższe miesiące nie może też zbyt mocno gryźć.

Szczegóły wypadku nie są ujawnione ze względu na dobro śledztwa

Saper pamięta przebieg wypadku, ale ze względu na toczące się śledztwo nie wypowiada się w tej sprawie. Dziękował za pomoc policjantom, którzy zabezpieczali teren pracy saperów feralnego dnia, a po wybuchu jako pierwsi nieśli im pomoc.

Jego dowódca ppłk Kamil Sworacki powiedział, że żołnierze z jego batalionu cały czas żywo interesowali się stanem zdrowia kolegów i na bieżąco otrzymywali informacje na ten temat. Wkrótce odbędzie się wigilijne spotkanie, z udziałem poszkodowanych w wybuchu oraz rodzin zmarłych żołnierzy.

8 października w kompleksie leśnym między Kuźnią Raciborską a Rudą Kozielską żołnierze 29. patrolu rozminowania 6. Batalionu Powietrznodesantowego z Gliwic mieli unieszkodliwić niewybuchy znalezione trzy dni wcześniej i zabezpieczone do przyjazdu saperów - prawdopodobnie były to pociski artyleryjskie z czasów II wojny światowej. Doszło do wybuchu, w wyniku którego na miejscu zginęło dwóch saperów, trzeci zmarł potem w Wojewódzkim Szpitalu im. św. Barbary w Sosnowcu.

Jeden z rannych żołnierzy opuścił szpital w Rybniku jeszcze w dniu wybuchu, kolejny był leczony w Centrum Leczenia Oparzeń w Sosnowcu, a następnie w szpitalu w Warszawie. W poniedziałek on również został wypisany do domu.

Jak powiedział rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Łukasz Łapczyński, śledztwo w sprawie sprowadzenia w dniu 8 października 2019 r. zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób mającego postać eksplozji materiałów wybuchowych w wyniku czego śmierć poniosło trzech żołnierzy z Jednostki Wojskowej w Gliwicach, zaś obrażeń ciała, w tym o cechach ciężkiego uszczerbku na zdrowiu doznało trzech innych żołnierzy pozostaje w toku.

Trwa ustalanie przyczyn i okoliczności zdarzenia. W tym celu prokurator zlecił szereg specjalistycznych ekspertyz, w tym kompleksową opinię fizykochemiczną oraz opinie biegłych z zakresu medycyny sądowej - poinformował prokurator.

Dodał, że bliższe informacje dotyczące przyczyn zdarzenia, jego okoliczności oraz rodzaju materiałów wybuchowych jakie uległy eksplozji zostaną przekazane po zgromadzeniu całego materiału dowodowego, a przede wszystkim po uzyskaniu opinii biegłych.