29-letni mieszkaniec Starachowic usłyszał zarzut wywołania fałszywych alarmów bombowych na lotniskach w Warszawie i Modlinie. Grozi mu do dwóch lat więzienia. Mężczyzna przyznał się do winy, wyraził skruchę i zadeklarował chęć dobrowolnego poddania się karze.

29-letni mieszkaniec Starachowic usłyszał zarzut wywołania fałszywych alarmów bombowych na lotniskach w Warszawie i Modlinie. Grozi mu do dwóch lat więzienia. Mężczyzna przyznał się do winy, wyraził skruchę i zadeklarował chęć dobrowolnego poddania się karze.
Fałszywe alarmy bombowe dotyczyły lotniska Chopina w Warszawie i portu lotniczego w Modlinie /Bartłomiej Zborowski /PAP

Emil Ś, w chwili zatrzymania przez policję miał prawie 2,5 promila alkoholu. Funkcjonariusze namierzyli mężczyznę kilkadziesiąt minut po wykonaniu telefonów na lotniska.

Podczas przesłuchań 29-latek wyraził skruchę i zadeklarował chęć dobrowolnego poddania się karze. Śledczy zamierzają przychylić się do tego wniosku. Prawdopodobnie mężczyzna nie trafi do aresztu, ale dostanie policyjny dozór.  

Sprawcy grożą też spore konsekwencje finansowe. Władze portu lotniczego w Warszawie zapowiedziały bowiem złożenie przeciwko niemu pozwu cywilnego o odszkodowanie i pokrycie kosztów ewakuacji. Lotnisko Chopina musiało opuścić 300 osób, 13 samolotów było opóźnionych.

Władze warszawskiego portu nie wykluczają też pozwu zbiorowego w imieniu wszystkich poszkodowanych w wyniku fałszywego alarmu - czyli np. linii lotniczych i poszczególnych pasażerów. Ponadto zapowiadają, że będą domagać się opublikowania zdjęcia i nazwiska autora głupiego żartu. 

Z kolei lotnisko w Modlinie nie podjęło jeszcze decyzji o złożeniu pozwu. Nastąpi to ewentualnie wtedy, gdy zakończy się szacowanie kosztów ewakuacji.

W przypadku portu w Modlinie to druga taka akcja w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Po ostatnim alarmie, wywołanym również przez nietrzeźwego dowcipnisia, linia Ryanair oszacowała swoje straty na ponad 360 tysięcy złotych, a port lotniczy na kilkanaście tysięcy.


(dp)