Polskie szpitale toną w długach przez niegospodarność. Chodzi o bardzo pokaźne kwoty - alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna". Problem dotyczy lekarzy, dyrektorów i doradców.

Najwięcej szpitale wydają na wynagrodzenia - średnio 80 proc. budżetów. Jedna z warszawskich placówek przeznaczyła na pensje aż 104 procent budżetu. Z kolei w lecznicy w Świdnicy zatrudnieni na kontraktach lekarze wystawiali co miesiąc faktury na 30-50 tysięcy złotych. Dyrektorzy placówek twierdzą, że płacą, bo boją się odejścia najlepszych pracowników.

Ponadto wielu menedżerów służby zdrowia nie potrafi ani kupować, ani zarządzać sprzętem medycznym. Na przykład szpital w Pabianicach zamiast kupić kardiomonitor za 156 tysięcy złotych wyleasingował go za 234 tysięcy złotych. Poza tym szpitale bardzo często odnawiają umowy z dostawcami leków bez renegocjowania cen i znacznie przepłacają.

Stąd ogromne długi. Dlatego placówki stają się łatwym łupem dla firm pożyczkowych i skupujących długi. W dodatku łupem pewnym, bo jeśli same nie są w stanie spłacić odsetek, to obowiązek ten przejdzie na samorządy.